Pokolenie Z reprezentują osoby urodzone po 1995 lub 2000 roku. Nie ważne jednak, jaką wersję się przyjmie, to właśnie oni stanowią dziś większość uczniów w polskich szkołach. Post-millenialsi czy tzw. generacja @ nie znają życia bez internetu, social mediów, są twórczy, ale za to łatwo tracą skupienie. Jak młodzi radzą sobie w szkołach z zakazem używania telefonów?
Szkoły bez telefonów w Polsce i na świecie O zakazie używania telefonów w szkołach mówi się już od jakiegoś czasu i to nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach. Za pioniera tego zwyczaju w Europie uważana jest Francja. Podobne przypadki spotkać można także w niektórych chińskich prowincjach.
Portal Telepolis już w tamtym roku donosił, że zakaz wprowadzony zostanie w publicznych szkołach w zachodniej Australii — a co z Polską?
Gazeta Prawna informowała, że taki zakaz wprowadziła Szkoła Podstawowa nr 22 w Warszawie, a Fakt, że starali się o to również katowiccy radni. Taki zakaz obowiązuje także w szkole w Łagowie i Sieniawie, o czym w rozmowie z MamaDu opowiedziała Dyrektorka Szkoły Podstawowej w Łagowie Iwona Mucha.
— Jestem dyrektorką i nauczycielką w szkołach w Łagowie i Sieniawie i w tych placówkach zakaz używania telefonów działa już od kilku lat. Jest on zapisany w statucie szkoły, na co rodzice i uczniowie wyrazili zgodę. Obserwuję, że ta praktyka rzeczywiście się sprawdza.
Partnerem dzieci jest drugi człowiek, a nie telefon Dyrektorka Iwona Mucha podkreśla wiele pozytywnych aspektów, jakie niesie ze sobą zakaz używania telefonów w szkołach.
— Dzieci rozmawiają ze sobą na przerwach, grają w gry planszowe, mają większe chęci do rozwijania swoich zainteresowań. Najważniejsze jest to, że mają kontakt z drugim człowiekiem — mówi dyrektorka.
Poza tym, jak dodaje sprzęt, który dzieci przynoszą do szkoły, może kosztować nawet kilka tysięcy złotych. Dzieci często gubią telefony, a sytuację zgłaszają nauczycielom, którzy poczuwają się do odpowiedzialności znalezienia ich, gdyż rodzice mogą mieć później pretensję, że dziecko zostało niedopilnowane.
Problem z obsługą kalkulatora Smartfony służą nie tylko do dzwonienia, pisania, grania czy robienia zdjęć. Dzieci do rozwiązywania ścisłych zadań często używają telefonicznego kalkulatora. Jednak na egzaminach muszą posługiwać się standardowym urządzeniem i wtedy pojawia się kłopot…
— Uczniowie w szkole muszą robić różnego rodzaju obliczenia za pomocą normalnego kalkulatora — nie takiego w smartfonie. Okazało się, że wiele dzieci miało problem z jego obsługą, gdyż są przyzwyczajeni do tych telefonicznych. To ważne, bo na egzaminach muszą się posługiwać standardowym urządzeniem — zaznacza Iwona Mucha.
Nie tylko z obsługą standardowego kalkulatora pokolenie Z ma problem, ale również z użyciem stacjonarnego telefonu. Gdy potrzebują zadzwonić do rodziców i poinformować ich o tym, że zostaną dłużej w placówce lub będą wcześniej. Tam jednak zawsze jest pracownik, który pomoże im wybrać numer.
Lepiej skoncentrowani na lekcjach Do kolejnych zalet zakazu używania telefonów dyrektorka zalicza fakt, iż dzieci są lepiej skoncentrowane.
— Uczniowie bardziej skupiają się na lekcji i nie rozpraszają ich powiadomienia oraz wiadomości. Nie mają myśli, by zajrzeć do telefonu, a dzięki temu są bardziej uważne.
Niektórzy dydaktycy wznoszą argument, że smartfony w edukacji można pozytywnie wykorzystać. Jednak pytanie, czy każdy belfer potrafi do tego odpowiednio podejść, by dzieci rzeczywiście były przy tym twórcze, zaangażowanie i skupione. Poza tym zawsze pojawia się ten element, że telefon jest w zasięgu ręki i można sięgnąć po niego, zamiast porozmawiać lub wejść w interakcje z kolegą.