Czy waszym dzieciom zdarza się już po przebudzeniu marudzić, że nie chcą iść do szkoły? Jestem pewna, że tak – zdarza się to nawet przedszkolakom. Jak rozsądnie zareagować? Rodzice często myślą, że jeśli się ulegną błagalnym prośbom, dzieci przestaną traktować szkołę poważnie. Pewna mama zrobiła doświadczenie, na którym skorzystała cała rodzina.
"Pewnego dnia dostrzegłam, że moje dziecko tonie. Mimo że jest dopiero w pierwszej klasie, było przemęczone codzienną rutyną" - pisze Lana Hallowes, autorka portalu Babyology. Polscy rodzice uwielbiają używać argumentów z gatunku: "poczekaj do 4 klasy, wtedy się zacznie" i myśleć w kategoriach "niech się przyzwyczaja". To nie działa. Łatwo zapomnieć, że w każdych okolicznościach można mieć zwyczajnie dość.
Zerówka przygotowuje do szkoły, owszem. Jednak pierwsza klasa to czas, kiedy zamiast bawić się na dywanie, dzieci siedzą w ławkach nad książkami. Zaczynają kolekcjonować oceny, informacje, polecenia. Mają prawo do zmęczenia, wypalenia i – jak uznała Lana – dnia wolnego.
Sztuka odpuszczania
"Syn powiedział mi, że jest zmęczony szkołą i że potrzebuje dużej przerwy. '1000 dni wolnego' – rzucił. Ale wiedziałam, że wystarczy mu tylko jeden. Dzień dla zdrowia psychicznego" - napisała Lana.
Chłopiec był kłótliwy, szukał zaczepki, by się wyładować. Że nie chce chodzić do szkoły, wykrzyczał mamie w twarz. "Kiedy krzyki ucichły, zamieniły się w płacz. Przytuliłam go i też płakałam. Wiedziałam, że nie tylko on potrzebuje przerwy od bycia uczniem, ale i ja potrzebuję przerwy od bycia 'szkolną mamą'".
Znacie to? Bo ja tak. Choć mój syn ma dopiero 5 lat i lubi chodzić do przedszkola, zdarza się, że rano budzi się inny niż zwykle – z niewyspanymi oczkami, z markotną miną. Chce się przytulać, najprostsze zadania w stylu "ubierz skarpetki" sprawiają mu masę trudu.
Pewnego dnia, zamiast toczyć bitwę, powiedziałam: w porządku, zróbmy sobie wagary. I poczułam to, co Lana – cudownie było nie być mamą, która do godziny 9 musi z planu dnia odhaczyć co najmniej kilka czynności.
Lana zastanawiała się, czy przypadkiem nie jest tak, że ulega jego dziecięcej chęci odrzucenia wszystkich obowiązków. Jednak widziała, że to nie był zwykły napad złości. "Próbował w ten sposób powiedzieć mi, że nie czuje się w porządku. Inaczej nie potrafił tego zrobić. W ten sposób wołał o pomoc" - napisała Lana.
Takie sytuacje bardzo trudno interpretować i trudno wybrać słuszną drogę – w końcu nie może być tak, że dziecko wrzeszczy, że nie będzie chodzić do szkoły, a rodzic machnie ręką i powie: "dobrze dziecko, nie chodź". Dlatego ważne, by zwrócić uwagę na detale.
Lana postanowiła zaryzykować i zarządziła "dzień zdrowia psychicznego". Celem było po prostu odcięcie się od obowiązków, wyciszenie, znalezienie swojego naturalnego rytmu. Gdy mama i syn umówili się, że mały może zostać w domu, chłopiec poszedł na huśtawkę przed domem. "A ja odłożyłam pudełko na drugiego śniadanie, które szykowałam mu do szkoły i poczułam wielką ulgę".
Co robić w "dzień zdrowia psychicznego"?
Po pierwsze, warto mieć tego dnia wolne. Lana miała to szczęście, że w dniu, w którym jej syn zrobił poranną awanturę, nie szła do pracy, więc mogła się po prostu zgodzić. Jednak nie wykluczyła go ze swojej domowej rutyny.
W planach było odwiezienie młodszego brata na basen. "Miło było mi mieć syna przy sobie, gdy robiłam wszystko to, co normalnie robiłabym sama. Siedzieliśmy na widowni na basenie razem i śmialiśmy się, jak młodszy pływa pieskiem i śmieje się do nas" - napisała Lana.
Kiedy wrócili do auta, mama zapytała chłopca, co chciałby robić. Odpowiedział, że chciałby iść do parku na plac zabaw. Nie poprosił o grę na konsoli, czy oglądanie bajek. Chciał pobawić się zwyczajnie jak dawniej. Zrobić to, na co zazwyczaj nie ma czasu.
Po powrocie do domu starszy chwycił książkę, a młodszy pomógł mamie rozwiesić pranie. "Moi chłopcy byli zmarznięci, szczęśliwi i spokojni. Gdy mąż wrócił z pracy, był szczerze zaskoczony spokojną, dobrą atmosferą w domu. Nie było jęku, wybuchów złości i odreagowywania szkolnej kindersztuby. Nie było dziecka obciążonego kontrolą i obciążonego obowiązkami" - opisuje Lana.
Moje wagary z synem wyglądały podobnie. Pracuję zdalnie, więc mały po prostu towarzyszył mi w ciągu dnia. Wyjaśniłam, że nie będę mogła poświęcić mu tyle uwagi, co np. w weekend. Zrozumiał to. Bawił się klockami w swoim pokoju, w dzień się zdrzemnął, potem między moimi obowiązkami zawodowymi pomógł mi przygotować obiad. Było super.
Wielka moc jednego dnia
Następnego dnia syn Lany z przyjemnością szykował się do szkoły. Wiedział wcześniej, że to będzie tylko jeden dzień przerwy, a mimo to, dzięki temu, co tego dnia przeżył, poczuł się o niebo lepiej. Tak samo zadziałało to u nas.
"Minął tydzień od tego dnia i czuję, że nadal czerpiemy korzyści z tej jednodniowej przerwy. Mój syn jest spokojniejszy i mniej podatny na stres. Zyskuje na tym cała nasza rodzina" - napisała Lana.
Mama postanowiła nie ukrywać przed nauczycielami, dlaczego jej syna nie było w szkole. "Nie chciałam kłamać, że był chory, czy wymyślać okoliczności, które nie miały miejsca. Sądzę, że nauczyciele będą skuteczniejsi, jeśli będą znać prawdę o stanie psychicznym naszych dzieci. Myślę, że dzięki temu, że powiedziałam głośno, co się wydarzyło, wszyscy będziemy bardziej świadomi tego, jaki szkoła ma wpływ na dzieci" - podsumowała.