Goloneczka na obiad, budyń na deser i plastikowa giwera w dłoń. Tak według Ojców Franciszkanów Niepokalanów wychowują się "zwyczajne (czyt. normalne) katolickie" dzieci. Grafika o mięsku i cukrze miała promować równość i tolerancję, a pogrzebała zdrowy rozsądek.
Post franciszkanów cieszy się ogromną popularnością. Prezentuje się przed nami ideologiczno-dietetyczny miszmasz. Dowiadujemy się bowiem, że "zwyczajni katolicy" jedzą mięso, lubią cukier i strzelają do siebie z zabawkowych pistoletów. Hm. A jeśli katolik jest na bieżąco z zaleceniami WHO i rezygnuje z cukru? To nie jest już zwyczajny?
Albo, jeśli w zabawie plastikowym pistoletem widzi element oswajania dziecka z przemocą? Lub tak zwyczajnie mu się to nie podoba? Nosi już piętno "niezwyczajnego"?
Cóż, próżno doszukiwać się logiki w tym przekazie. Jak dowiadujemy się od autorów: "post powstał niejako w odpowiedzi na coraz silniejsze tendencje promocji wegetarianizmu i weganizmu pod płaszczykiem domniemanych religijnych wymogów. Należy zachować dystans i asertywność wobec herezji głoszonych np. przez P. Hołownię".
Na pytanie czytelników, o jakie herezje chodzi, dostajemy cytat: "Hołownia: Jezus stał się zwierzęciem". To oczywiście wypowiedź wyrwana z kontekstu. Gdyby w ten sposób zacząć cytować Biblię, to dopiero byłby kłopot...
Franciszkanie sprzeciwiają się dopisywaniu religijnych korzeni bezmięsnej diecie. W porządku. Jednak co w tym zestawieniu robi cukier i dziecięce zabawki? To sugestia, że autorzy plakatu widzą zagrożenie dla wiary we wszystkim, co odbiega od obyczajowej normy sprzed dekad. Bo kiedyś tak było i nikt od tego nie umarł. To bardzo niebezpieczne myślenie.
Cukier, który nie krzepi
Rezygnacja z cukru w diecie nie jest kwestią wiary, ani nawet mody. To trendy na szczęście uwarunkowane badaniami, które widocznie franciszkanie przeoczyli. Jednak nie tylko oni.
Mleko roślinne w diecie, soczewica zamiast schaba i ksylitol zamiast cukru to w opinii publicznej moda milenialsów przewrażliwionych na własnym punkcie. To "lewackie", a jeszcze nie tak dawno "hipsterskie" fanaberie. Mieliśmy okazję się o tym przekonać, chociażby po premierze odcinka serialu Rodzinka.pl, w którym to Kożuchowska nakarmiła swoja serialową wnuczkę serkiem z malinami i cukrem. W komentarzach tylko hejt i krytyka w kierunku bohaterki, która zwróciła teściowej uwagę.
Jesteśmy wyjątkowo odporni na przekaz, że cukier jednak nie krzepi. Sporo w nas tego "zwyczajnego katolika". Statystyczny Polak zjada rocznie 51 kg cukru. Polskie dzieci są najszybciej tyjącymi dziećmi w Europie. Obecnie otyłych dzieci w wieku przedszkolnym jest aż dwa razy więcej niż dekadę temu. Wśród uczniów nadwagę ma 20 proc. z nich, co 14. uczeń cierpi z powodu otyłości.
Z danych WHO wynika, że jeśli nie zaczniemy interweniować, w 2025 roku na świecie około 70 mln dzieci do 5. roku życia roku będzie miało nadwagę. Co więcej, 12 milionów dzieci będzie miało kłopot z tolerancją glukozy, 38 milionów (!) z otłuszczeniem wątroby, 27 milionów zachoruje na nadciśnienie, a 4 miliony zachoruje na cukrzycę typu 2.
Poza tym za dużo cukru w diecie dziecka oznacza również ubogą florę bakteryjną jelit, która u człowieka odpowiada za szereg procesów: od odporności przez równowagę hormonalną aż po zdolność do koncentracji i nauki.
Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda wykazali, że szkodliwe skutki diety bogatej w cukier zaczynają się jeszcze przed narodzinami i dają o sobie znać w okresie dorastania – chodzi o niższe wyniki w testach poznawczych, dotyczących pamięci i zdolności rozwiązywania problemów.
Ba, obalono mit o tym, że cukier poprawia nastrój! No i próchnica: cierpi na nią aż 80 proc. dzieci w Polsce! 80! Czyli tylko co piąte dziecko ma zdrowe zęby...
Czy w obliczu tych faktów – nie wierzeń i idei – etyczne jest promowanie jedzenia słodyczy? I to przez Kościół, który u wiernych ma autorytet? Odpowiedź jest zbędna.
Mięska naszego powszedniego...
Jasne, różni ludzie mają różne powody, by być wege. Fakt, niektórzy ideologiczne. Jednak tu moglibyśmy się spierać w nieskończoność, czy zabijanie zwierząt, by je zjeść, jest "be" czy "cacy" z perspektywy biblijnych przekazów. Nie o to chodzi.
Odstawianie mięsa w dzisiejszych czasach to nie tylko wybór natury ideologicznej. To wybór ekonomiczny: zdrowe mięso jest drogie. Ekologiczny: produkcja mięsa emituje więcej gazów cieplarnianych na świecie niż transport!
I zdrowotny: mięso powinniśmy jak najczęściej zastępować roślinami strączkowymi. W nowej piramidzie żywieniowej mięso znajduje się na przedostatnim szczeblu, a to oznacza, że powinno stanowić niewielki procent naszej diety. Dietetycy mówią o mięsie jako o składniku, którego nadużywamy, czego efektem są m.in. choroby układu krążenia i problemy z cholesterolem.
Rezygnowanie z mięsa nie musi być zatem wynikiem mody, czy wiary. Coraz częściej bywa po prostu rozsądnym wyborem.
Podobnie jest z mlekiem. Owszem, wielu rodziców dało się nastraszyć, że mleko zaśluzowuje i nadal wierzy w mity o szkodliwości nabiału. Jednak moda na mleka roślinne zaczęła się od rosnącej świadomości na temat alergii na białko mleka krowiego oraz nietolerancji laktozy, a nie od wiary w toksyczną moc mleka.
Franciszkanie, definiując katolika, jako tego, który lubi schaboszczaka zagryźć serniczkiem, promują niebezpieczne wzorce, z których dawno powinniśmy wyrosnąć, biorąc przykład z przyjaciół z południa (dieta śródziemnomorska została oficjalnie uznana za najlepszą dla zdrowia). "Jestem zwyczajna, bo jadam mięsko i lubię cukier" to nie jest "dążenie do prawdy". To dążenie do cukrzycy, zawału i otyłości.