Mówią, że darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. Czasem jednak trzeba – konkretnie w świąteczne paczki. Bo jeśli nic się nie zmieni, będziemy z niepokojem zaglądać w zęby naszych dzieci. Zęby czarne od próchnicy.
Cukier, czyli magia Świąt
Kiedy byliśmy dziećmi, jedną z najbardziej rozpustnych i radosnych niespodzianek świątecznych była tak zwana „paczka”. Czasem dostawaliśmy ją z zakładu pracy rodzica, częściej w szkołach i przedszkolach. „Paczka” często była po prostu reklamówką z PSS-u z wizerunkiem Świętego Mikołaja wypełnioną słodyczami. Osobiście szukałam tylko Kukuruku.
Zawartość „paczki” zazwyczaj była konfiskowana przez dorosłych. Służyła jako zapas słodyczy na całe Święta. Wtedy dostać „paczkę” to było COŚ. Jeszcze nie cierpieliśmy na bulimię wszelkich towarów, wtedy nadmiar cieszył. Był znakiem, że oto nadchodzi gwiazdka.
Teraz nadmiar przytłacza, a smaki się mieszają. Nie ma już kultowych słodyczy o niepowtarzalnym smaku. Wszystko jest po prostu słodkie.
Nadmiar sprawia, że nie możemy skupić się na tym, na czym naprawdę nam zależy. Nasze dzieci też – mnogość prezentów pod choinką sprawia radość na chwilę. Większość mogłaby nie istnieć, a dzieci i tak miałyby wszystko i więcej.
Dlatego kolejne i kolejne paczki, np. te z przedszkola, w dzisiejszych czasach to nierzadko problem. Zwłaszcza gdy robimy wszystko, by dzieci jadły jak najmniej cukru (w naszych czasach krzepił, dziś wiemy, że truje).
Bo jak się okazuje w wielu placówkach reklamówka pełna czekolad i ciastek to wciąż standard. Wszystko się zmieniło – świadomość rodziców, zapotrzebowanie – tylko nie „paczki”.
Pisze o tym m.in. Doktor Ania, czyli dr n. farm. Anna Makowska. Specjalizuje się w dobrych nawykach żywieniowych, zadaje trudne pytania producentom żywności, demaskuje to, co szkodliwe i promuje to, co zdrowe.
Co powinno być w świątecznej paczce z przedszkola?
Doktor Ania zwróciła uwagę na fakt, że najwyższa pora wyjść z inicjatywą, by zawartość świątecznych paczek w przedszkolach była daleka od słodyczy. Odwołała się do wiadomości mamy, która w swej pracy zaproponowała, by zamiast słodyczy do paczek trafiły przybory szkolne i puzzle. Jej pomysł zyskał poklask.
Zainteresowanie wpisem Doktor Ani i komentarze wiele mówią o rzeczywistości szkół, przedszkoli i innych instytucji, które obdarowują dzieci. Jak się okazuje, wiele placówek już dawno odeszło od słodyczy w paczkach, a jednocześnie w niektórych miejscach jest to niemożliwe.Wiele placówek wciąż kompletuje paczki: góra słodyczy plus kolorowanka za 2 zł.
Argumentem przeciw zazwyczaj jest „dzieci na to czekają”. Z jednej strony niekoniecznie – obecnie słodycze nie są towarem deficytowym. Z drugiej strony, jeśli rodzice dozują dzieciom słodycze cały rok, poszukiwanie ulubionych w bogatych paczkach to rzeczywiście może być frajdą.
Jednak w przedszkolach i zakładach pracy sporo się już zmieniło. Mamy piszą, że puzzle, książeczki czy małe gry planszowe od dawna są standardem paczek „na Mikołaja”. Podobnie jest zresztą w przedszkolu mojego syna. Tam słodycze pojawiają się symbolicznie – w postaci jajka z niespodzianką, soczku i banana. Choć są rodzice, którzy przeciwko takim kompromisom też potrafią się buntować.
Są tacy, dla których im więcej słodyczy, tym lepiej. Inni uważają, że nawet czekoladowe jajko powinno być zastąpione pomarańczą. Wszystkim nie dogodzisz.
Jednak inicjatywa, by proponować coś innego niż cukier, sprawdza się coraz częściej i coraz częściej jest przyjmowana z entuzjazmem. Tak wynika z dziesiątek komentarzy w dyskusji o świątecznych paczkach. Brawo!