Gdy przeczytałam relację Gosi, zastanowiłam się, co musi się stać, od czego musimy zacząć, żeby całkowicie wyeliminować tendencję do obwiniania ofiar. Jak uświadomić ludziom, że nie ma czegoś takiego jak "prowokowanie" do gwałtu/przemocy, bo zwyczajnie na świecie nikt nie chce być zgwałcony, skrzywdzony, pobity... Wina jest zawsze po stronie oprawcy. Koniec kropka.
Gosia od lipca 2018 roku prowadzi na Instagramie profil pokochawszy.pl. – Komentuję najważniejsze wydarzenia, piszę o zdrowiu psychicznym, edukuję na temat zaburzenia osobowości typu borderline, mówię o ciałopozytywności, kochaniu swojego ciała i feminizmie – określa w prośbie o wsparcie swojej działalności.
Kilka dni temu na jej profilu pojawił się jednak wpis, który wyróżnia się na tle innych. Wyróżnia się, ale niestety, nie z pozytywnych względów. Gosia opisała, jak została potraktowana w Szpitalu w Miliczu, gdzie, jak mi napisała, trafiła "z powodu gigantycznego napadu lęku i histerii, który trwał od północy do 6:00 rano".
- 6 września przywieziono mnie do szpitala. Lekarz z wejścia powiedział, że właściwie to nie wie, po co tu jestem, bo mam zaburzenie borderline. I to nie jest miejsce dla mnie (kobiecie wytłumaczono, że ma się leczyć ambulatoryjnie, potem zasugerowano oddział dzienny – przyp. red.). [...] W zeszły piątek (tj. 13 września – przyp. red.) powiedziałam, po gigantycznym wybuchu płaczu, o swoich doświadczeniach z przemocą seksualna. Zapytał, czy był alkohol. Zapytałam, co to ma w ogóle za znaczenie? Powiedział, że wtedy ciężko mówić o gwałcie. Bo ofiara może nie pamiętać – relacjonuje Gosia i zapewnia, że wszystko pamięta doskonale.
Kobieta zgodziła się na seks, jednak w prezerwatywie. Mężczyzna w trakcie stosunku siłą ściągnął prezerwatywę i ją przytrzymał. Jako dowód Małgosia opublikowała wiadomość, w której oprawca pisze: "Przepraszam. Mój błąd, moja wina. Byłem pijany, a to nie wymówka. [...] Przepraszam jeszcze raz, mam nadzieję, że kiedyś zapomnisz albo znieczulisz się na to, co zrobiłem".
Po sytuacji z lekarzem pacjentka poprosiła ordynatorkę o zmianę, ta jednak nie wyraziła zgody, a "właściwie powiedziała, że nie może mi tego zagwarantować". Gdy dopytuję o to Gosię, precyzuje, że nikt nie podał jej powodu takiej decyzji. Na pytanie, czy psychiatra do końca utrzymywał, że "trudno mówić o gwałcie", odpowiada: "Psychiatra nie utrzymywał, że trudno mówić o gwałcie. Wszystkiego się wyparł, powiedział, że on podobnych słów nie wypowiedział".
Małgosia 2 lata temu była ofiarą gwałtu. W lipcu tego roku została wykorzystana seksualnie. Regularnie chodzi na terapię, a obecnie przebywa na oddziale w szpitalu.
W swoim wpisie kobieta zwraca również uwagę na inny ważny problem – brak wsparcia ze strony bliskich, rodziny, przyjaciół, którzy w podobnych sytuacjach usprawiedliwiają sprawcę. – Nikt mi nie wierzy. Nawet mama. Mówi, że on był za chudy, nie miał jak mnie przytrzymać. Psycholog powiedział, że słowa psychiatry to mógł być bodziec do przemyśleń. Gwałciciel natomiast się odezwał i życzył mi miłego życia...
Wiktymizacja ofiar niestety nadal jest popularnym zjawiskiem. Wiele osób, niezależnie od płci, boi się lub wstydzi zgłaszać przemoc czy gwałt, właśnie ze strachu przed oceną.
Jedna z kobiet komentujących wpis, napisała: "Podziwiam Cię. Jesteś silną kobietą. Jestem przy Tobie myślami. Ja zgłosiłam molestowanie, mając 17 lat. Jednak pytania typu: "Piłaś alkohol? (Tak), "W co byłaś ubrana?" (Krótkie ubrania, bo było lato), bolały mnie na tyle, że wycofałam zgłoszenie. Więc o gwałcie w wieku 19 lat nikomu już nie powiedziałam. Stop kulturze gwałtu. Stop obarczaniu winą ofiar".
19 września napisałam wiadomość do Szpitala w Miliczu z prośbą o komentarz w tej sprawie. Do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi.