Wzorzec współczesnej Matki Polki? Debora Broda, której najstarsze dziecko ma 19 lat, najmłodsze – 2 miesiące. Łącznie ma ich jedenastkę, co bynajmniej nie sprawia, że zamyka się w domu. Ma czas dla siebie, chodzi na randki z mężem, prowadzi biznesy i zespół muzyczny. Jak tego dokonała?
Rodzina jak biznes
W wywiadzie dla Baby by Ann porównuje organizację rodzinnego życia do dużego biznesu, który charakteryzuje się tym, że "żeby to wszystko mogło działać, robisz tylko to, co jest konieczne i tylko to, czego za ciebie nie może zrobić nikt inny".
– Mój podział wygląda tak, że po pierwsze: ja. Nikt się za mnie nie wyśpi, nikt za mnie nie zadba o zdrowie i psychikę, więc muszę o to zadbać sama, nie mogę siebie skreślić, muszę sobie poukładać, co jest mi potrzebne, żeby w tym wszystkim też się dobrze czuć. Po drugie: związek. Nikt oprócz mnie nie zatroszczy się o to, więc organizujemy czas tylko dla siebie, wychodzimy we dwoje. Jest to coraz prostsze, bo dzieci są coraz starsze. Po trzecie: dzieciaki i relacje z nimi, więzi, opieka. To jest taki fundament, gdzie nie stosuję minimalizmu, ale raczej złoty środek – tłumaczy Debora.
Większość prac domowych zleca innym domownikom, nie uważa się w tej kwestii za niezastąpioną. Uważa, że nie warto poświęcać energii, żeby wszystko zawsze było perfekcyjnie zrobione. Nie stosuje nagród i kar, nie przydziela konkretnych obowiązków, bo nie lubi tresury.
– Mam kartkę, na której mam napisane: "poproszę", a na drugiej połówce – "dziękuję". I kiedy wiem, że jest coś do zrobienia, a ja nie mam na to czasu i nie chcę nikomu przerywać tego, co akurat robi, to piszę na karteczce: "poproszę o wyrzucenie śmieci z górnej łazienki" i przyklejam karteczkę przy słowie "poproszę". Dzieci przechodzą obok tej kartki i w końcu ktoś te śmieci wynosi i przekleja karteczkę na drugą stronę, a ja nie muszę nawet wiedzieć, kto to zrobił, chyba, że ktoś chce się pochwalić – tłumaczy Annie Lewandowskiej.
"Zrób coś dla siebie"
Codziennie spaceruje z najmłodszą Tosią w wózku przynajmniej kilka kilometrów – to jest jej czas. Dwa razy w roku jeździ też sama na wakacje – na specjalne turnusy, na których ćwiczy z fizjoterapeutką mięśnie dna miednicy i kręgosłup. Poza tym jest twórczynią i menadżerką zespołu "Rodziny Brodów". To też daje jej satysfakcję.
– W tym roku szkolnym otwieramy w Krakowie artystyczną "Szkołę z lasu" z niebanalnymi zajęciami dodatkowymi dla dzieci. Będą one oparte głównie o piosenki i granie na instrumentach oraz o poznawanie elementów kultury. Na końcu nagramy piosenkę w studiu i nakręcimy teledysk. Celem jest to, żeby dzieci odnajdywały swoją tożsamość poprzez sztukę – opowiada.
I jest to bardzo spójne: Debora Broda uważa, że "w polskiej szkole uczysz się na pamięć fragmentów Wikipedii, ale często nie wiesz, kim jesteś". – My stawiamy na relację mistrz-uczeń. Nasz najstarszy syn rzeźbi i maluje, uczy się u artysty Józefa Wilkonia – polskiego rzeźbiarza i malarza. To jest jego droga, ma już zamówienia na swoje rzeźby i obrazy, na swoje prace i chce iść w tym kierunku – tłumaczy.
Wszystkie jej dzieci uczą się w domu: Debora uważa, że w szkole generuje się niepotrzebny stres, który niszczy kreatywność.
Hejt na wielodzietnych
Niestety jako matka wielodzietna spotyka się również z hejtem. Kiedy po narodzinach najmłodszej córeczki nagrali całą rodziną dwie piosenki o oczekiwaniu na dziecko i cudzie narodzin, przeczytała w sieci komentarze: że ona i jej dzieci nie mają prawa żyć, że życzą im śmierci, okaleczenia, zamknięcia w lochu, porównują ich do zwierząt.
– Siedziałam sobie w szpitalu z tą malutką, świeżo urodzoną Tosieńką i myślałam sobie: Co ja takiego złego zrobiłam? Co my zrobiliśmy? Nagraliśmy tylko dwie piosenki – mówi Debora Broda. Nie jest w tym osamotniona, jakiś czas temu rozmawialiśmy z mamami kilku dzieci, które również zostały okrzyknięte "maszynkami do rodzenia" i "złodziejkami" (!). Niestety – 500 plus czy emerytury dla matek, które wychowały więcej niż czwórkę dzieci, obudziły w w wielu osobach zwierzęce instynkty. Choć Deborę to boli, to wciąż nakazuje, żeby ludzie "słuchali tylko swojej intuicji i robili to, czego pragną".