Niewinne, błogie dzieciństwo pozbawione zmartwień? "Dzieci i nastolatki to problemów nie mają – ich obowiązki to słuchanie rodziców i nauka" – pada często. A jednak. Okazuje się, że chociaż może teoretycznie najmłodsi nie mają na głowie awantur z szefem, faktur i rachunków do opłacenia czy "poważnych spraw do załatwienia", to często... niosą równie ciężki bagaż, co dorośli.
Z badań przeprowadzonych przez fundację Action for Children w Wielkiej Brytanii wynika, że aż 85 proc. dzieci codziennie się czymś stresuje i martwi. Aż 60 proc. z nich uważa, że nie ma dobrego dzieciństwa, bo odczuwa nadmierną presję w szkołach, a 53 proc. zamartwia się egzaminami.
To wyniki z zagranicy, można się jednak spodziewać, że polska młodzież jest w podobnie złej, jeśli nie gorszej kondycji. Alarmują o tym eksperci, potwierdzają statystyki i coraz bardziej zatrważające raporty. Więcej samobójstw, wypalenie, wczesna depresja, konieczność pomocy specjalistycznej, nierzadko na oddziale psychiatrycznym.
Problemy młodego człowieka mogą być złożone, a mogą wynikać z jednorazowego wydarzenia, które doprowadzi do kryzysu – w życiu dzieci może to być rozwód rodziców, utrata pracy przez opiekuna, ciężka choroba w rodzinie, ale także każde inne i nagle zdarzenie. Nie da się ich odciąć od tych "dorosłych spraw". Właśnie dlatego organizacja SOS Wioski Dziecięce ruszyła z kampanią społeczną, której hasło brzmi "Problemy dorosłych to ciężar dla dzieci".
Zadaniem dorosłych jest, by w takich momentach umieć porozmawiać, wesprzeć, pomóc. W praktyce niestety dzieci często obarczane są problemami rodziców, a nie mają jeszcze narzędzi, by sobie z tym poradzić. Dlatego w spocie organizacji oglądamy, jak wygląda życie chłopca, który cały dzień spędza z ogromnym plecakiem na ramionach – symbolem ciężaru emocjonalnego przekazanego przez rodzica lub opiekuna.
– Niebezpieczeństwem, jakie pojawia się przy okazji wprowadzania dziecka w szczegóły własnych problemów i włączania go w ich rozwiązywanie jest odwracanie się ról w rodzinie, przejęcie przez dziecko odpowiedzialności za spokój, bezpieczeństwo i dobre samopoczucie rodzica. To zjawisko nazywamy parentyfikacją. Jest to forma zaniedbania dziecka – jego potrzeby nie są zaspokajane przez opiekuna, a ono samo jest "używane" do zaspokajania potrzeb rodzica – mówi Aleksandra Sikorska, psycholog w Stowarzyszeniu SOS Wioski Dziecięce w Polsce.
I dodaje: "W przypadku krótkotrwałej sytuacji (np. mama złamała nogę) możemy oczywiście aktywnie włączyć dziecko, stosownie do jego możliwości, w przejęcie części obowiązków domowych i pomoc dorosłemu. Ważne jest wtedy, by otwarcie przedstawić problem, nasze oczekiwania wobec dziecka, a następnie zauważyć i docenić jego wysiłki i pomoc. Jeśli jednak sytuacja problemowa jest przewlekła (np. rodzic zmaga się z depresją), to inni dorośli muszą włączyć się w rozwiązanie problemu, nie dziecko".