W wakacje musi być woda. Przynajmniej dla dzieci
W wakacje musi być woda. Przynajmniej dla dzieci Unsplash.com
REKLAMA
Tatralandia
Planowanie rodzinnych weekendów zaczyna się od spełniania marzeń dzieciaków, zazwyczaj niestety nietożsamych z naszymi. Zamiast więc leżeć w hamaku, możesz – jak setki rodziców – skończyć, wchodząc w piątkowe popołudnie umęczona na teren słowackiej Tatralandii, 60 kilometrów od polskiej granicy.
Pierwsze wrażenie: kolorowo, plastikowo i piracko jak w bajkach Disneya. Dziecię będzie bawiło się wybornie, ale ja? Ileż można zjeżdżać na zjeżdżalniach? Każda z was zna to uczucie: chcesz podarować dziecku dzieciństwo, ale przy tym niekoniecznie odbierać sobie dorosłość. Bo czy bycie rodzicem oznacza, że do mitycznego i śniącego się po nocach dnia jego osiemnastki będziesz musiała się poświęcać, podobnie jak poświęcasz się słuchając w samochodzie One Direction (tylko po to, żebyś za tydzień usłyszała, że to już jest passe)?
Na szczęście jednak pierwsze wrażenie bywa mylące. I po pierwszych chwilach w Tatralandii wiem, że to jest właśnie ten przypadek. Po odhaczeniu wszystkich rozrywek na widok których dzieciakom oczy błyszczą jakby spotkały św. Mikołaja, Harry'ego Pottera i kucyka Pony w jednej osobie (czyli m.in. 28 zjeżdżalni i 14 basenów, albo symulatora surfingu(!)), możesz wejść do miejsca, w którym to twoje źrenice zaczną przypominać winyle.
Moje zaczęły. I wystarczyło zapłacić za to 10 euro więcej niż za normalny bilet.
Nago w jackuzzi
Na dachu czekało na mnie jackuzzi z morską wodą. Musiałam do niego wejść nago (tak, próbowałam to obejść, ale nakrzyczała na mnie nieznosząca sprzeciwu miła pani pilnująca przybytku) ale – przysięgam na wszystko – było warto. Nie doświadczyłam obecności wielu ludzi, dzieci nie było tam w ogóle. Nagości więc nikt – oprócz wspomnianej pani, która oczy ma dookoła głowy i na stopach chyba też – nie zauważył.
Jest tylko "morska" bryza na twarzy, słońce opalające przez wodę najskuteczniej i...śpiew ptaków, będący jedynym docierającym tam dźwiękiem. Nie słychać typowo basenowych odgłosów, piszczących dzieciaków czy tupotu małych i większych stóp. W sumie możesz zapomnieć, że przyjechałaś tam z jakimś dzieckiem (to ty masz dziecko?), bądź więc na tyle sprytna, żeby przyjechać większą grupą i na dziecięcej części basenu stosować opiekę naprzemienną.
Obok jackuzzi było 19 saun, z których jedna wyglądała jak Komnata Tajemnic – jestem przekonana, że po zamknięciu dzieją się tam cuda niedostępne śmiertelnikom i mugolom. Zanim jednak zamknęli cały kompleks, udało mi się skorzystać zarówno z saun, jak i z kamienistej ścieżki zdrowia, na której wytuptałam sobie poprawę krążenia. Wykąpałam się też w zimnym jeziorku i w gorących basenach termalnych, do których woda wydobywana jest z głębokości 2,5 kilometra z morza utworzonego przed 40 milionami lat w Liptovskiej Kotlinie. Zresztą te gorące wody aż kuszą, żeby przyjechać tam również w zimie.
Po kilku godzinach spędzonych w tej dorosłej strefie, naprawdę czułam się jak młoda bogini.
Dziecko na basenie
Sęk w tym, że większość z młodych bogiń na ogół znowu musi wejść w rolę matki ogarniaczki. Na szczęście to również w Tatralandii jest mocno ułatwione, bo jest tam między innymi Baby Silent Zone, czyli miejsce przeznaczone do karmienia, higieny i odpoczynku. Rodzice mają tam do dyspozycji podgrzewacz butelek i kuchenkę mikrofalową, lodówkę, krzesełko do karmienia, przewijak z chusteczkami nawilżanymi, czy gigantyczne poduchy do relaksu i karmienia. I nikt im nie zwróci uwagi, bo prywatność zapewnia parawan.
Tak. To zdecydowanie jest jedna z tych atrakcji, które wybiera dziecko (albo wybieramy my, żeby ono miało radość), a z której finalnie tyle samo radości mogą czerpać dorośli. O ile nie pojadą tam jako jedyni pełnoletni.
Besenova
Tylko 16 kilometrów od Tatralandii jest kolejny basenowy kompleks – Besenova. Tam dzieci też znajdą coś dla siebie, ale nie tyle, co dorośli. Bo dziecko jeszcze nie marzy o tym, żeby podpływać w borowinowej wodzie do baru i pić Martini przy wodnym stoliku (i nie marzy też o podchmielonych rodzicach obok). Nie chciałoby być "biczowane" przez masażystę, uprawiać porannej jogi, ani wygrzewać się na leżaku.
Jeśli więc dzieci na weekend zostają u babci, Basenova jest nawet lepszym rozwiązaniem niż Tatralandia. Ale zawsze można obskoczyć oba, bo gwarantuję, że taki weekend zapewni wam więcej energii na resztę lata niż gumijagody!
O szczegółach atrakcji w Tatralandii przeczytacie tutaj, a o Besenovej – tu. Dziękuję, dobranoc, wracam wspominać morskie jackuzzi. Baseny wcale nie są takie złe.