Choć rzecz wydarzyła się w miejscu, o którym wielu z nas nie słyszało – Republice Vanuatu, która mieści się na 83 wyspach w Oceanii – warto o niej napisać. Tym bardziej, że może to być początek parentingowej zmiany w służbie ekologii, a zatem Ziemi i jej mieszkańców. Jednorazowe pieluchy zrobione są bowiem z plastiku, folii i celulozy, które rozkładają się przez kilkaset lat.
Pierwsza faza walki z tworzywami sztucznymi w Vanuatu rozpoczęła się już w lipcu minionego roku, kiedy w kraju wprowadzono zakaz używania plastikowych toreb, słomek i pojemników. Teraz postanowiono rozprawić się z pieluchami.
– Vanuatu chroni swoją przyszłość. W końcu tworzywa sztuczne trafiają do wody i łańcucha pokarmowego, a w końcu także do żołądków mieszkańców Vanuatu – powiedział minister spraw zagranicznych republiki Mike Masauvakalo.
Rządzący krajem przyznali, że decyzja była trudna, ale konieczna. Nie mieli wyboru, bo republika zalana jest śmieciami, a badania Commonwealth Litter Program wykazały, że aż 75 proc. wszystkich odpadów w kraju to odpady organiczne oraz właśnie pieluszki. Odpady organiczne można kompostować, z pieluszkami już tak łatwo nie jest, całkowity zakaz ich używania wejdzie więc w życie z końcem roku.
Obserwując brak wiary polskich polityków w fakt, że zmiany klimatyczne powodowane są przez działalność człowieka, trudno oczekiwać, żeby podobna zmiana miała mieć u nas miejsce przez najbliższe lata.
Na szczęście każdy ma wybór – korzystanie z pieluch tetrowych jest sporym utrudnieniem w codziennym życiu z maluchem, na rynku są jednak pieluchy biodegradowalne, składające się np. z pulpy drzewnej. Biorąc pod uwagę, że każde dziecko zużywa w ciągu życia średnio 5 tysięcy, warto je zastosować. Tym bardziej, że dostępne są w każdym Rossmannie i innych drogeriach.