Piątek. Kobieta do 4-letniego syna, pod sklepem: – Oddam cię do domu dziecka. Możesz tu sobie poczekać, aż cię ktoś zabierze. Ja cię już nie chcę, bo jesteś niegrzeczny. Chłopiec płakał przeraźliwie, powtarzając: "Ja nie chcę do domu dziecka!" – taką scenę opisała na Twitterze Anna Mierzyńska, a w komentarzach rozpoczęła się dyskusja. Między innymi o tym, czy i jak reagować, gdy jesteśmy świadkami podobnych sytuacji.
Reagujmy. ZAWSZE
Ten temat poruszałyśmy na Mamadu.pl wielokrotnie. A właściwie dwa tematy – jaką moc mają słowa, które wypowiadamy do dzieci i co zrobić, gdy słyszymy lub widzimy taką scenę w miejscu publicznym. Nadal wielu z nas "nie chce się wtrącać", nie wie, jak zareagować i czy w ogóle reagować wypada.
Dorota Zawadzka, znana jako SuperNiania zabrała głos w dyskusji na Twitterze. – Zawsze warto ocenić sytuację. I ZAWSZE reagować. Różnie w zależności od tego, co się dzieje. Czasem wystarczy przerwać agresję "przepraszam, która godzina" lub "jak dojść gdzieś". Jak przerwie i odpowie, ja dziękuję i dodaję – proszę nie krzyczeć na dziecko. To pana/i skarb.
Autorka wpisu dodała natomiast, że "poprosiła panią, żeby tak nie mówiła do syna, bo będzie to miało na niego negatywny wpływ do końca życia".
Inny komentujący opisał, że również był świadkiem, jak matka zwracała się do swojej 8-10-letniej córki. "Spieprzyłaś cały występ, nic się nie starasz, jesteś śmierdzącym leniem, do sprzątania kibli Cię nie wezmą". Takich przykładów jest więcej. Może nie uderzymy dziecka publicznie, ale przed ciosami słownymi aż takich oporów nie mamy...
Postraszę, to będzie grzeczne...
Zaledwie wczoraj pisałam, że 42 proc. Polaków nadal akceptuje dawanie klapsów. To o tyle "pocieszający" wynik, że jeszcze kilka lat temu było ich ponad 60 proc. O przemocy fizycznej mówi się dużo i jest ona bardzo piętnowana, na przemoc psychiczną nadal jednak wielu sobie pozwala i – co gorsza – nie widzi w tym nic złego.
A należy spojrzeć prawdzie w oczy – wiele z "klasycznych tekstów", które słyszeliśmy od rodziców i które my teraz powtarzamy dzieciom, noszą znamiona przemocy psychicznej. Brutalne porównywanie do innych, krytykowanie, straszenie "pracą przy kopaniu rowów czy na kasie", nadmierna ambicja, objawiająca się ciągłym podnoszeniem poprzeczki ("stać cię na więcej, zawiodłaś/-eś mnie"), "nie przeszkadzaj, teraz rozmawiają dorośli", "jak będziesz niegrzeczny, to cię oddam".
Słowa mają moc. Większą niż nam się wydaje
Tak, to wszystko ma wpływ na to, jakim dorosłym będzie nasze dziecko. Tak, są inne metody wychowawcze. Nie trzeba bić, zastraszać, poniżać. – Biedne dzieci głupich rodziców. Moim zdaniem należy reagować, kto obroni te dzieci?! – napisała jedna z kobiet.
Właśnie. Wielu powinno sobie uświadomić, że takie zachowanie świadczy o nich, jako dorosłych, a nie dziecku, które jeszcze z pewnymi rzeczami sobie nie radzi, potrzebuje wsparcia, wytłumaczenia. I to rodzic jest tym, od którego oczekuje się przekazania młodemu człowiekowi dobrych wzorców.
– Żeby jeździć autem, trzeba zdać egzamin na prawo jazdy. Żeby zostać rodzicem nie trzeba niczego, oprócz umiejętności uprawiania seksu – skomentowała Eliza Michalik i niestety jest to smutne, ale prawdziwe. Niektórzy traktują dziecko, jak swoją własność, nie radząc sobie ze sobą i swoimi emocjami, przekładają je na barki potomka. Często nawet nie zdając sobie sprawy, że zwyczajnie krzywdzą człowieka. Małego i dużego, bo konsekwencje straszenia domem dziecka, podcinania skrzydeł, agresywnego "motywowania", wmawiania, że jest nic niewarty przepracowywane będą za kilka lat. U psychoterapeuty.