"To kiedy będzie chrzest?" – nigdy. Rośnie nam pokolenie nieochrzczonych dzieci
Redakcja MamaDu
·3 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Są nieochrzczeni z różnych powodów – najczęściej w rozmowach mówią, że zadecydował o tym niewierzący rodzic lub (i) wychowanie z uprzedzeniami do kościoła. Rodzice decydują sami i określają kierunek od pierwszych dni życia. Kontynuują to również później, gdy chodzi o kwestie religii w szkole, chodzenia do kościoła i przyjęcia komunii. Rośnie liczba niechrzczonych dzieci. Dlaczego? Czy to tylko kwestia kryzysu kościoła?
Reklama.
"Dla dobra dziecka"
Rodzina siedząca przy stole, ostro dyskutuje o kościele, o tym, co w nim złe, co sprawia, że nie wierzą, nie praktykują i dlaczego nigdy nie pozwolą na zapisanie dziecka na religię. Nikt z nich nie pyta: "Jasiu, a ty czego pragniesz i jak się z tym czujesz?". Nie pytają, bo chcą wiedzieć za nich. Pokolenie dzieci niedopuszczonych do chrztu i komunii rozszerza się, szczególnie w dużych miastach.
Dlaczego podejmują taką decyzję? W rozmowach z rodzicami powtarzane są poniższe powody.
– Rodzice są ateistami i nie zgadzają się z religią katolicką.
– Nie chcą wychowywać dziecka w wierze katolickiej.
– Odmowa księdza, bo rodzice żyją w nieformalnym związku.
– Uznają, że to narzucenie dziecku sposobu myślenia.
– To według nich wydarzenie komercyjne, a nie duchowe.
40-letnia Ewa otwarcie mówi, że ochrzciła swoje dziecko, tylko dlatego, że "tak trzeba". Do komunii swojej córki już nie posłała. Sama wychowywała się w rodzinie ateistycznej i nigdy "nie czuła" kościoła. – Nie uznaję autorytetu papieża, nie ufam księżom i nie chcę mieć z tym światem do czynienia, więc dlaczego miałabym wysyłać dziecko na lekcje religii i do komunii – mówi. Swoją niechęć do kościoła bardzo dobitnie pokazuje na Facebooku, nie ma tygodnia, żeby nie udostępniła informacji o tym, że jej zdaniem chrzest to pogwałcenie praw dziecka, a kler to pedofile.
Wojna o chrzest
Podejście Ewy do chrztu i innych sakramentów nie jest odosobnionym przypadkiem. Mamy w otoczeniu coraz więcej osób żyjących bez chrztu, komunii, ślubu. Kiedyś to raziło mocniej, rzadko kto decydował wyrazić, co myśli i czuje. Dzisiaj to "standard". Tak bardzo się zmieniliśmy?
Wiara to decyzja. Wie o tym 36-letnia Maja, która sama poczuła, że chce przyjąć chrzest w dorosłym życiu. Wyszła z domu, w którym tata był dziennikarzem lewicowej gazety, należał do partii i był ateistą, mama zaś osobą bardzo wierzącą, ale nie była się w stanie "przebić". Maja dziś już przyznaje, że od zawsze czuła się źle z tym, że nie była ochrzczona. W głębi marzyła o pięknej, białek sukni i wianku z żywych kwiatów na głowie. Chciała być taka, jak większość dzieci. Poczuć, jak to jest być w kościele z rodzicami.
Do komunii nie poszła, bo nie miała chrztu. Wyobrażenia na temat kościoła zweryfikowała same, ale dopiero w dorosłości. Pytała siebie i szukała odpowiedzi. W wieku 35 lat przyjęła chrzest i dowiedziała się, czym jest wiara naprawdę. Podkreśla, że była to długa i wyboista droga, ale było warto.
Trudno wiedzieć, co się czuje i czy się wierzy w świecie, gdy naciska z jednej strony szkoła, a z drugiej rodzice, ciotki, babcie. Czasem skutkuje to "wychowaniem po katolicku", ale bez głębi w religijności lub poczucie, że rodzice narzucali swój światopogląd i nie dali poznać, czym jest religia, nie pokazali też tego.
W jednej z najbardziej prywatnych decyzji w życiu człowiek powinien decydować sam, ale nikt, jako dziecko takiej decyzji podjąć nie może. Nie powinno być też nacisku z żadnej ze stron. Zniechęcić może, równie mocno tata ateista, jak i mama żarliwa katoliczka. Dobrze by było, aby nikt nie karmił dzieci uprzedzeniami, własnymi doświadczeniami, naciskał lub przeciwnie odciągał. Ale doskonale wiemy, że jest to niemożliwe.