Znam rodziców, którzy mają problem z wysłaniem 11-letniego dziecka na obóz. W gronie moich znajomych są też rodzice, którzy śpią z 9-letnią Wojtusiem lub 15-letnią Ewą, a gdy dziecko pojedzie do cioci na weekend, dzwonią do siebie co 2 godziny. Emocjonalnie rozdarci nie są w stanie postawić rozsądnych granic. To przekreśla ich szansę na szczęście.
Zabierają prawo do szczęścia
Mówi się, że najlepszą rzeczą, którą można dać dziecku to miłość między rodzicami. To daje wzorzec i buduje ufność do świata. Tymczasem często tuż po pojawieniu się dziecka, miłość do partnera przekierowujemy na dziecko tak silnie, że się w tym zatracamy. Z czasem to wpływa na atmosferę w domu, na związek i na kształtowanie się dziecka. Złota klatka to dobre określenie na dom, który buduje nadopiekuńczy rodzic.
Niektórzy chcą przeżyć życie za dzieci, narzucają im swoją wolę, bo uważają, że wiedzą, co dla nich "najlepsze". Prawda jest oczywiście inna, ale dorośli nie zdają sobie z tego sprawy. Robią to z bezgranicznej miłości, ale też lęku przed opuszczeniem. Taka relacja wiele zabiera dziecku, m.in. odwagę do bycia sobą.
Rodzice walczą o "dobre życie" dziecka, o szanse i prawa, np. o niechodzenie na religię, zapominając o tym, by zapytać o zdanie samo dziecko. W trosce o to, by były akceptowane, nie pozwalają im ubierać się, jak chcą. Z lęku o ich przyszłość chcą, by uczyły się wszystkiego, a nie głównie tego, co interesuje ich dzieci.
W taką miłosną pułapkę wpadają często samotni rodzice. Pragną czuć akceptację, docenienie, poczucie, że ktoś się nimi zaopiekuje na starość i będzie przy nich na zawsze. Dziecku ciężko odejść z takiego domu w dorosłe życie, bo mają poczucie, że kogoś ranią, krzywdzą, nie spełniają obietnicy, porzucają. To wszystko oddala się od zdrowej miłości rodzicielskiej.
Rodzice, którzy dostrzegają ten problem, pokochali słowa pewnego libańskiego poety Khalila Gibrana: "Dziecko jest gościem w twoim domu. Nakarm, naucz i puść wolno". Tym poetyckim przesłaniem dzielą się w sieci tysiące rodziców:
"Wasze dzieci nie są waszą własnością;
są synami i córkami samej mocy życia.
Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami.
Mieszkają z wami, a mimo wszystko do Was nie należą:
Możecie dać im swą miłość, lecz nie wasze idee
ponieważ one mają swoje idee.
Możecie dać dom ich ciałom,
ale nie ich duszom, ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,
którego wy nie możecie odwiedzać
nawet w waszych snach.
Możecie wysilać się, by dotrzymać im kroku,
ale nie żądać, by byli podobni do Was,
ponieważ Życie się nie cofa,
ani nie może zatrzymać się na dniu wczorajszym.
Wy jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci,
jak żywe strzały, zostały wyrzucone naprzód;
Łucznik mierzy do celu na szlaku nieskończoności
i trzyma cięciwę napiętą całą swą mocą,
żeby strzały mogły poszybować szybko i daleko.
Poddajcie się z radością rękom Łucznika,
ponieważ on kocha równą miarą i strzały, które szybują,
i łuk, który pozostaje niewzruszony."
Rodzice te słowa docenili – są dla nich wartościową radą. Dzielą się cytatem dalej, już teraz post ma 2 tys. udostępnień.
Co traci twoje dziecko?
Dzieci wychowywane pod kloszem blokuje silna relacja z którymś z rodziców. Trudno jest im samodzielnie budować własny dom, wytrwać w związku. To już nie jest przywiązanie. Nazwać można to różnie – uzależnieniem od siebie, toksyczną relacją, związkiem bez granic. Tak oto powstaje pokolenie 30-latków mieszkających z rodzicami.
Dzieci wychowujemy nie dla siebie, wychowujemy je dla świata, dla społeczeństwa, dla życia w pełni z ludźmi. Zapominamy o tym, że dzieci nie są naszą własnością i narzucanie im naszej woli może skończyć się dla nich fatalnie. Mocne słowa poety trafiają w sedno.
Co będzie dobre dla twojego dziecka? Poczucie, że jest wolne i ma prawo dokonywać wyborów. W tym wszystkim ważne jest też zaufanie i poczucie, że na świecie jest ktoś, kto pokazał im miłość taką, która buduje i pozwala iść w świat szukać siebie. Bo życie to niesamowita przygoda. Nie zabierajmy jej naszym dzieciom!