To szminka miała być gwiazdą tej kampanii, modelka miała stanowić tylko jej tło. Ten zamysł Zary został jednak w Chinach opacznie zrozumiany, a w efekcie sklep został oskarżony o rasizm.
"Pobrzydzenie" Chinek?
Żeby uwydatnić intensywną barwę pomadki, zdecydowano się na nałożenie modelce jak najmniejszej ilości pozostałych kosmetyków, stąd na jej twarzy widać piegi. Jako że Chinki pretendują do posiadania skóry jak najbielszej, a cera w ich mniemaniu powinna być nieskazitelna, część społeczeństwa wyjątkowo się oburzyła, nazywając kampanię "rasistowską". Jej twórcom miało rzekomo zależeć na "pobrzydzeniu" Chinek.
Jak podaje dziennik "China Daily" działania Zary mogły być celowe. Zdaniem dziennikarzy marce chodziło o ukazanie "nadmiernej wrażliwość i braku pewności siebie na tle kulturowym" mieszkańców Chin.
Hiszpańska marka odrzuca wszelkie zarzuty, twierdząc, że jej zamiarem nie było obrażenie kogokolwiek, lecz pokazanie "naturalnej" twarzy pięknej przecież modelki.
Piegi to chiński cellulit, kampania to chińskie body positive
Jestem wyjątkowo wyczulona na rasizm. Fakt, że jestem biała, czyni mnie uprzywilejowaną, bo nigdy nie musiałam się nad kolorem swojej skóry zastanawiać. Nie wierzę w "rasizm wobec białych", bo akty tegoż są aktami jednostkowymi, a rasizm nie polega wyłącznie na podejściu jednostki – jest strukturalny.
Tym razem jednak uważam, że bojkotujący Zarę Chińczycy nie mają śladowych nawet powodów do oburzenia czy niepokoju. W europejskiej kulturze piegi od dawna nie są już wadą, a w drugiej dekadzie XXI wieku nazwać można je wręcz następcami seksownego pieprzyka Marylin Monroe. Te z nas, które ich nie mają, zazdroszczą ich posiadaczkom na tyle, że niekiedy domalowuj lub tatuują (!) na swoich twarzach te urocze kropeczki.
Rozumiem, że w kulturze chińskiej obsesja nieskazitelnej twarzy czyni z piegów europejski cellulit. Sęk w tym, że w Europie i Stanach Zjednoczonych roi się od marek, kampanii i modelek, które z dumą prezentują niedoskonałości skóry na pośladkach i udach, fałdki na brzuchu czy nierówne piersi.
Większość świadomych osób reaguje na takie widoki dość entuzjastycznie, ciesząc się z początku końca promowania wyidealizowanych wzorców piękna, które przez lata wprawiały kobiety w kompleksy i skrzywiały wyobrażenia nafaszerowanych kłamstwem mężczyzn.
W Chinach w takie kłamstwo wpycha skóra bez zmarszczek, piegów i cienia rumieńca czy opalenizny. Dlatego piegi w kampanii reklamowej to właśnie azjatycka, subtelna wersja body-positive. Chinki powinny – wzorem zachodnich przedstawicielek swojej płci – się z tego cieszyć. Nie znajduję żadnego racjonalnego wytłumaczenia do tego, żeby miało być inaczej.