Idea minimalizmu zrobiła w ostatnich latach wielką karierę. My – dorośli, którym przez lata wydawało się, że potrzebujemy masy rzeczy, by czuć komfort i dobrobyt, zaczęliśmy doceniać ład. Nie bez przyczyny Marie Kondo zrobiła tak wielką karierę. Z myślą "im mniej, tym więcej" uporządkowaliśmy nasze mieszkania i poczuliśmy ulgę. Czy to samo można zrobić z dziecięcym pokojem? Okazuje się, że tak!
Wyobraźcie sobie dzieci, które cierpią, że mają za dużo zabawek. Tak, takie dzieci istnieją i mam powody, by uważać, że nie są to wyjątki...
Dziecięca intuicja
Dziennikarka portalu edziecko.pl, Joanna Biszewska podzieliła się z czytelnikami pewnym doświadczeniem. Otóż jej dzieci (ok. 7 lat) po Świętach uznały, że w tym roku prezentów dostały za dużo. Autorka pisze, że poza Gwiazdką były też mikołajki i urodziny.
Córka pani Joanny zapytała: "Mamo, co ja mam z tym wszystkim zrobić?" Rodzice postanowili, że wraz z dziećmi uporządkują rzeczy.
"Mąż wygospodarował kartony, do których dzieci zapakowały zabawki, którymi się już nie bawią, którymi właściwie nigdy się nie bawiły lub które lubią, ale tylko od czasu do czasu. Każde z dzieci wybrało ulubione zabawki, samodzielnie poskładały je do szuflad. (…) Do dyspozycji dzieci zostały materiały plastyczne, instrumenty, puzzle, klocki, samochodziki, drewniane tory, które można samodzielnie układać (…) W pokoju dzieci zapanował ład, rozsądny minimalizm, każda rzecz dostała swoje miejsce" – opisuje autorka.
Do podobnych wniosków doszedł w tym roku mój syn, choć nie sformułował ich w tak jasny sposób – ma niecałe 4 lata. Rok temu pod choinką znalazł tak dużo prezentów, że zwyczajnie go to przytłoczyło. Pamiętam, że z pokaźnej góry pakunków (na naszej wigilii spotyka się kilkanaście osób) wybrał sobie jeden, zabrał go do pokoju i cały wigilijny wieczór zajął się zabawą tą jedną rzeczą. Był to zestaw klocków. Resztę prezentów odpakowywaliśmy na ratę w kolejne dni świąteczne.
Najwidoczniej mając w pamięci Święta sprzed roku, na początku grudnia, gdy wspomniałam, że napiszemy list do Mikołaja, stwierdził: "ale ja chcę tylko jeden prezent". Konsekwentnie w liście poprosił o jedną rzecz.
Kiedy przyszło nam rozpakowywać świąteczne pakunki i kiedy znalazł to, o co prosił, był usatysfakcjonowany. Choć inne zabawki, gry i książki też mu się podobają i teraz już się nimi bawić, dla niego mogłyby nie istnieć.
Gdy mój syn ma przed sobą wielkie pudło przeróżnych zabawek, które nagromadziły się w jego pokoju przez lata, zazwyczaj wybiera zwykłe proste klocki, kredki, lub inną równie banalną rzecz, która nam – dorosłym wydaje się mało atrakcyjna na tle interaktywnych, gadających, grających zabawek. Aktualnie jego zestawem podstawowym są klocki Lego, ukochany miś (maleńki i stary, nie żadne tam wielkie pluszaki) i latarka. Taka zwykła, za kilka złotych z marketu. To broń na duchy.
Ta dziecięca intuicja, która podpowiada, co dla maluchów dobre ma swoje potwierdzenie w badaniach naukowych.
"Zabawkowy minimalizm"
Jak zauważyła Joanna Biszewska, w Niemczech nie bez przyczyny funkcjonują "przedszkola bez zabawek". Zaczęło się od akcji o tej samej nazwie. Polega ona na tym, że na trzy miesiące w roku z sal przedszkolnych znikają wszystkie zabawki, nawet materiały plastyczne. Odwyk od kolorowych przedmiotów okazuje się bezbolesny. Dzieci tylko w pierwszy dzień eksperymentu czuja się zagubione. Kolejnego dnia za zabawki służą koce i krzesła. Bawią się świetnie.
Z tego powodu przedszkola bez zabawek działają w Niemczech na stałe. "To miejsca, w których przez kilka miesięcy w roku dzieci spędzają czas tylko ze sobą, po czym same decydują, które zabawki wracają do sal. I chociaż przedszkola bez zabawek to spore wyzwanie dla wychowawców, podobno warto spróbować, bo bez układanek i pluszaków dzieci więcej ze sobą rozmawiają, mają różne pomysły na wspólną zabawę, potrafią walczyć z nudą" – pisze Joanna Biszewska.
Bo idea minimalizmu, którą sugestywnie opisał m.in. Fumio Sasaki w bestsellerowej książce "Pożegnanie z nadmiarem: japoński minimalizm" bezpośrednio wiąże się z nudą. A konkretnie z medytacją i pozbyciem się nie tylko rzeczy, ale i chaosu wokół siebie, nadmiaru informacji, niepotrzebnych czynności.
To oczywiste, że potrzeba jest matką wynalazków i bez pomocy w postaci zabawek dzieci nie mają wyjścia – muszą znaleźć sobie zajęcie. Wtedy budzi się wyobraźnia.
Jednak chodzi również o to, że brak bodźców (dla dzieci to zabawki, dla dorosłych smartfon z dostępem do sieci...) wycisza. Na początku wydaje nam się, że nie wytrzymamy bez zajęcia (jak dzieci w pustym pokoju), a po niedługim czasie okazuje się, że czujemy się o niebo lepiej skupieni na tym, jak się czujemy i na co tak naprawdę mamy ochotę. Zaczynamy też dostrzegać niedostrzegalne.
Może gruntowne porządki w dziecięcym pokoju to początek gruntownych porządków w ich dziecięcym życiu? Życiu, w którym atrakcji jest tak dużo, że można oszaleć? "Jeśli chcesz być dobrym rodzicem, to pozwól swojemu dziecku się ponudzić" – cytuje "reklamę nudy" Biszewska. Brzmi jak mądre postanowienie noworoczne! Powodzenia.