Tęczowy Piątek odbędzie się w szkołach już 26 października. Są jednak tacy, którzy chcą tego zakazać z powodów tak absurdalnych, że postanowiliśmy je wypunktować.
Wiele osób słyszało o Tęczowym Piątku – dniu, podczas którego w 211 polskich szkołach głównym tematem lekcji będzie otwartość i akceptacja osób LGBTQI. Minister edukacji Anna Zalewska w rozmowie z portalem wPolityce.pl powiedziała, że nie będzie tego tolerować.
– Kuratorzy podeszli do tych informacji bardzo poważnie, sprawdzili je i okazało się, że żadna szkoła nie rozpoczęła formalnej procedury zorganizowania tzw. Tęczowego Piątku. (...) Przepisy są bezwzględne. Naszym obowiązkiem jest wspierać rodziców w wychowywaniu dziecka. Nie możemy podejmować decyzji bez ich zgody. Jeżeli jakiś dyrektor podjął decyzję o zorganizowaniu tzw. Tęczowego Piątku z pominięciem procedur, to znaczy, że złamał prawo oświatowe – powiedziała. Pytanie, czy na oglądanie filmów w szkole (bo takie m.in. zajęcia się odbędą w ramach Tęczowego Piątku) aby na pewno trzeba mieć pozwolenie?
Problem homofobii w szkołach istnieje bez wątpienia – z badań Kampanii Przeciw Homofobii aż 70 proc. uczniów LGBTQI doświadczyło w swoim młodym życiu przemocy, a w 30 proc. przypadków doszło do niej właśnie w szkole. Poza tym – dyskryminacja to nie tylko przemoc fizyczna.
Tymczasem Marcin Austyn przekonuje, że rodzice mogą się na to nie zgodzić i powinni właśnie tak uczynić. Owszem – mogą. Tylko co złego jest w tym, że nasze (z założenia zapewne heteroseksualne) dzieci będą rozumieć to, co "inne"? Że nauczyciel opowie im o szacunku i otwartości? Bo nie, Tęczowy Piątek nie jest zachęcaniem do seksu analnego. Jest dyskusją, która ma doprowadzić do oczywistego (a niestety według niektórych rewolucyjnego) wniosku, że rozumienie i szanowanie “innego” jest niczym więcej jak oznaką człowieczeństwa.
Według Słownika Języka Polskiego indoktrynacja to systematyczne, natarczywe wpajanie jakichś idei, doktryn, zwłaszcza politycznych lub społecznych; albo bardziej potocznie – pranie mózgu. I choć autor nie przytacza konkretnych ekspertów (czego wymagałby rzetelny tekst), powtarza zakurzoną już prawdę objawioną – zrozumienie i akceptacja "innego" jest praniem mózgu. Brawo.
Istotną cechą indoktrynacji jest świadome pozbawianie odbiorców wiedzy o kierunkach przeciwnych do promowanych. Czy zatem którekolwiek z "indoktrynowanych" dzieci jest nieświadome modelu heteronormatywnego? Czy może nie wiedzieć, jak funkcjonuje małżeństwo kobiety i mężczyzny albo tradycyjna rodzina? Nawet jeśli wychowało się w rodzinie niepełnej, ma przecież świadomość, jak taki model wygląda.
Jako przykład indoktrynowanej młodzieży podaje się często organizację młodzieżową Hitlerjugend. Zapatrzeni w wodza, nieświadomi tego, jak wielka krzywda wyrządzana jest innym i przede wszystkim nie mający świadomości, że "inny" (w tamtym wypadku Żyd) też jest człowiekiem i ma prawo żyć tak, jak mu się podoba.
Jeśli więc jakakolwiek młodzież jest indoktrynowana, to właśnie ta, której wmawia się, że nie należy tolerować homoseksualizmu i innych orientacji seksualnych, czy tożsamości płciowych. Bo choć dzieci też mają świadomość, że “coś takiego istnieje”, to uczone są, że jest to model niewłaściwy, niebezpieczny, nieakceptowalny. Niekiedy wmawia im się, że homoseksualizm wynika z choroby. Albo z działalności szatana. Te dzieci nie wiedzą potem, że dyskryminując i nienawidząc robią krzywdę drugiemu człowiekowi.
... i nie przytacza jakiejkolwiek wypowiedzi osoby nieheteronormatywnej, która "podważa wartość" wymienionych, a to dlatego, że – uwaga – takich nie sposób znaleźć. Inna niż powszechnie "uznana" tożsamość płciowa, czy seksualna nie wyklucza pozostałych i nie uważa ich za gorsze.
Homoseksualiści często zazdroszczą osobom heteroseksualnym łatwiejszego życia, doceniają wartość rodziny, chcą założyć własną. Inną tylko dlatego, że kochają innego człowieka, niż zwykło się przyjmować. Jeśli osoby nieheteronormatywne negują rodzinę, to tylko taką, która trwa ze sobą, bo nie widzi innego wyjścia, a zatem przecież nieszczęśliwą. I właśnie m.in. dlatego, że nie chcą takich nieszczęśliwych rodzin współtworzyć, walczą o to, żeby mogli żyć po swojemu.
Nie nakazując nikomu naśladownictwa. Bo tożsamość płciowa czy seksualność nie jest wyborem. Kiedy w końcu konserwatywne media i organizacje wspierające rodzinę to zrozumieją?
Chrześcijańskie dziedzictwo jest ściśle promowane w Polsce od roku 966. Każdy Polak – również niewierzący – wie, jakie zasady obowiazują chrześcijan, zna Biblię i historię z religijnego punktu widzenia. W takim żyjemy kręgu kulturowym, więc nie ma w tym nic niezwykłego.
Natomiast dlaczego uważa się, że promowanie owego dziedzictwa należy do obowiązków harcerstwa, czy szkoły? Autorom podobnych teorii polecam art 25. Konstytucji, która mówi, że Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione. Faworyzowanie jednego z nich i ustalanie młodzieżowym organizacjom "obowiązku" nauczania przekazu dziedzictwa chrześcijańskiego w rozumieniu stricte religijnym jest zatem niezgodne z prawem.
Czy nieheteronormatywność jest rewolucyjna? W starożytnej Grecji można było nazwać ją normą i na pewno silnie wpłynęła na kulturę. Akceptacja innych też nie jest pomysłem nowym, ani dziwnym. A przede wszystkim nie jest złym.
My też jesteśmy pewni, że nie jest to ostatnia próba nauczenia młodzieży empatii i otwartości. I gratulujemy mobilizacji w zachowaniu czujności – co się stanie z naszą cywilizacją, jeśli młodzież będzie uświadomiona seksualnie, a za bycie gejem nie dostanie się kary w ciemnym zaułku? Strach się bać.
"Szkoły pod żadnym pozorem nie mogą prowadzić na swoim terenie żadnych form indoktrynacji – przypominają eksperci" - już w pierwszym akapicie pisze autor.
Polonia Christiana
"Tymczasem w ramach akcji CżiR „Szkoła Przyjazna Rodzinie” zaangażowało się już około tysiąca szkół, które zobowiązały się, że nie będą wpuszczać na swój teren organizacji, które podważają wartość małżeństwa, rodziny i wychowania w duchu cywilizacji łacińskiej" - tłumaczy Austyn.
Polonia Christiana
"Niestety organizacje, które powinny nieść przekaz oparty na dziedzictwie chrześcijańskim, stają się nośnikiem idei rewolucyjnych." - kontynuuje autor.
Polonia Christiana
"Można być pewnym, że „Tęczowy Piątek”, nie jest ostatnią próbą przemycenia do szkół ideologicznych treści. Działalność seksedukatorów została nieco utrudniona, stąd środowiska wspierające ruchy LGBT szukać będą innych dróg dojścia do młodych ludzi. Szczególnie, że jest ku temu okazja, bo w wielu miastach Polski doszło do zmian we władzach samorządowych i znaleźli się w nich ludzie, którzy opowiadają się za wprowadzeniem do szkół edukacji seksualnej i chcą sprawić, by miasta były 'przyjazne LGBT'. Trzeba zachować czujność."