Do incydentu doszło w szpitalu w Bytowie
Do incydentu doszło w szpitalu w Bytowie Fot. Łukasz Węglewski/AG
REKLAMA
Pani Kamila jest w 6. miesiącu ciąży. 27 lipca pojechała z narzeczonym do szpitala, bo zaniepokoiły ją skurcze i bóle brzucha. To, jak została potraktowana w bytowskiej placówce, opisała na profilu na Facebooku Hejted: Bytów.
– Lekarz, o ile można tak go nazwać, powinien dostać w japę. Kobieta z silnym bólem brzucha i skurczami, a ten wyskakuje z "żartem". Cytuję: "płód jest martwy". Po czym wybucha śmiechem i rzuca tekst: "żartowałem"! – napisała anonimowo pacjentka.
"Ręka rękę myje"
Pod wpisem natychmiast odezwał się Leszek Waszkiewicz, starosta bytowski, który poprosił kobietę o kontakt, w celu wyjaśnienia sprawy. Na komentarz starosty pani Kamila odpowiedziała już pod własnym nazwiskiem.
– Panie Leszku, tą pacjentką byłam ja i teraz to ręka rękę myje, że nawet lekarz nie chce się przyznać do tego swojego głupiego żartu? Dla mnie to akurat nie było śmieszne, bo żarty można sobie robić z czego innego, a nie z dziecka, którego się spodziewam – napisała pani Kamila
– To przez "głupi żart" lekarza wypisałam się na własne żądanie. Z własnego już doświadczenia nie polecam tego szpitala i rodzić to ja będę, ale w innym szpitalu, a nie w Bytowie. Ten lekarz po takim czymś to nie powinien już tam nawet pracować – stwierdziła.
Słowo przeciwko słowu?
Jak podają lokalne media, kobieta złożyła oficjalną skargę na karygodne zachowanie lekarza. Jednak jak mówi prezes placówki Beata Ładyszkowska, lekarz zaprzeczył, aby taka sytuacja miała miejsce. – To słowo przeciwko słowu i tak tę sprawę traktuję – powiedziała Ładyszkowska.
Sprawa jeszcze nie jest zamknięta i – jak zapewniają władze szpitala oraz bytowski starosta – będzie dogłębnie wyjaśniana.
Dochodzenie szpitala "przeczy skardze"
We wtorek (7 sierpnia) otrzymaliśmy oświadczenie Szpitala Powiatu Bytowskiego, w którym władze spółki odniosły się do sprawy. – Zarząd Szpitala przeprowadził postępowanie wyjaśniające, w trakcie którego zbadano dokumentacje medyczną oraz przesłuchano pracowników szpitala, którzy obsługiwali pacjentkę – poinformowano.
– Zabrany materiał przeczy faktom opisanym w poście i skardze. W dokumentacji medycznej zaznaczono, że pacjentka od początku wizyty zarówno położnym jak i lekarzowi, deklarowała że nie planuje pozostać w szpitalu. Ustalono też, że pacjentka odczuwała bóle przed przyjściem do szpitala, a nie w trakcie pobytu, jak to opisano w skardze – czytamy w oświadczeniu.
– Przeprowadzone za pomocą aparatury medycznej badania wykazały prawidłową pracę serca dziecka i taką informację przekazano przyszłej mamie. Po ostatecznej deklaracji o opuszczeniu szpitala – wbrew zaleceniom lekarza, pacjentce zapisano leki i zalecono wizytę kontrolną u lekarza prowadzącego.
– Z dokumentacji medycznej wynika że badanie zostało przeprowadzone profesjonalnie, z najwyższą starannością oraz dbałością o zdrowie pacjentki i dziecka.
– Lekarz stanowczo i konsekwentnie zaprzecza, że wypowiedział przypisane mu słowa – podkreślają władze szpitala.
"Lekarz cieszy się uznaniem pacjentek"
Zarząd szpitala broni też lekarza. – Zdaniem Zarządu Spółki lekarz badający pacjentkę to osoba o wysokiej kulturze osobistej, ciesząca się uznaniem pacjentek i współpracowników. Przebieg jego dotychczasowej pracy w szpitalu w Bytowie nie daje podstaw do przypuszczeń, bez jednoznacznych dowodów, aby mógł się on zachować w sposób opisany w poście – napisano w oświadczeniu.
– Dotychczas nie było żadnych skarg dotyczących sposobu odnoszenia się tego lekarza do pacjentek – podkreślono.
– Komunikacja z pacjentami jest dla dyrekcji istotna dlatego w celu stałego podnoszenia jakości świadczonych usług, personel szpitala jest szkolony z zakresu praw pacjenta i budowania dobrych relacji lekarz-pacjent.
– Bardzo zależy nam na wyjaśnianiu wszystkich drażliwych sytuacji, mogących powodować dyskomfort naszych pacjentów, dlatego ważne są dla nas rzeczowe informacje zwrotne od nich otrzymywane – czytamy.
Źródło: Radio Gdańsk