Kamera w przedszkolu, na ile to troska, a na ile próba kontrolowania światem z pozycji siedzącego na kanapie z telefonem rodzica? W tym temacie są trzy, a właściwie to cztery strony – rodzice, właściciele przedszkoli, nauczycielki, no i przede wszystkim dzieci.
Parę dni temu znajoma nauczycielka powiedziała, że na spotkaniu z rodzicami dyskutują na temat zamontowania kamer w przedszkolu. Tak, by wszyscy na bieżąco mogli patrzeć, co się dzieje z ich dziećmi, z kim się bawią, co robią, jak są traktowane. Pomysł z kamerami w przedszkolach zrodził wiele skrajnych emocji. – To jak popadanie w paranoję. Zamontowanie kamer w przedszkolach wiąże się z pełną kontrolą przede wszystkim nauczycielek – zaprotestowała jedna z matek. Nie wszystkie były podobnego zdania.
Chciałabym w przedszkolu założyć kamery
– Jestem osobą prowadzącą niepubliczne przedszkole. Chciałabym założyć w swoim przedszkolu kamery? Formalnie jest możliwa instalacja kamer w salach przedszkolnych (bez nagrywania dźwięku). Jednak zdaniem GIODO jest to niedozwolona praktyka. Co zrobić – pyta na forum.
Są pewne warunki. Jeżeli już osoba prowadząca przedszkole decyduje się na montaż kamer w salach, należy w sposób monitorowania pomieszczeń przedszkolnych włączyć rodziców, nauczycieli i innych pracowników szkoły. Istotne jest to, że obserwowani pracownicy muszą zostać poinformowani o monitoringu.
Kamer w przedszkolu – są tego plusy i minusy – tak uważa też Ewa, która od 3 lat pracuje w przedszkolu prywatnym we Wrocławiu. – Jak się coś stanie nie z twojej winy, to dzięki nagraniu masz dowód i jako rodzic bym była spokojna, że jak się coś złego wydarzy, to mogę to obejrzeć i wyrobić sobie sąd o sytuacji.
Ewa stara się być obiektywna i wskazuje też drugą stronę pomysłu – Za minus można uznać, gdy nagranie dostępne jest dla rodziców online. Można sobie narobić problemów, bo coś może być wyrwane z kontekstu albo na kamerze dziwnie wyglądać, np. rozdzielasz bijące się dzieci, a na kamerze wygląd, jakbyś któreś szarpała. Także kamera może chronić, ale może też coś ujawnić.
A czy ty w pracy jesteś non stop obserwowany?
– Takie dostępne online powodowałyby, że czułabym się non stop obserwowana i oceniana, a to by źle wpływało na moją pracę – nie ukrywa naucyzcielka z wrocławskiego przedszkola. – I czułabym, że dyrekcja albo rodzice mi nie ufają, skoro muszą mnie obserwować cały czas – dodaje.
Postaw się na moim miejscu
To takich rodziców pracownicy przedszkola boją się najbardziej. – Na pewno trafiłby się rodzic, który by mi ciągle zwracał uwagę, że wszystko robię źle, bo on wie lepiej. Rodzice są tacy mądrzy, bo sami mają maksymalnie trójkę dzieci. A ja mam ich 20...– podkreśla nauczycielka.
Na brak komfortu psychicznego w pracy w takich warunkach zwraca uwagę również psycholożka i psychoterapeutka z Ośrodka Psychoterapii i Coachingu Inner Garden. – Jestem przekonana, że kamera skutkować będzie zakłócaniem pracy przedszkolanek, które zamiast zajmować się dziećmi, będą musiały odpowiadać zaniepokojonym podglądającym rodzicom. Nie mówię już o tym jak takie podglądanie wpływa na same wychowawczynie.
Co w takim razie uznać za złoty środek, który zadowoli rodziców i pracowników przedszkola? – Uważam, że najlepsze są kamery takie jak u nas w przedszkolu: są, ale bez dostępu dla rodziców (tzn. nie online), chyba, że coś by się wydarzyło (pracuje tam trzy lata i nikt nigdy żadnego nagrania oglądać nie chciał, w każdym razie o tym nie słyszałam) – podpowiada Ewa.
Ewa zwraca też uwagę na postawy rodziców, które coraz częściej są wrogie i napastliwe. To taki typ ludzi – chcą "dobrze" wychować swoje dziecko, ale sterując z bazy kontrolnej. Dla nich taką bazą jest praca, w której spędzają większość czasu. Oczywiście nie wszyscy tacy są, na szczęście.
Asia, mama 4-letniego syna, już zapisanego do przedszkola, gdzie są kamery. Ona nie chciałaby być kimś w rodzaju szpiega, jeśli kamera ma być to tylko dla bezpieczeństwa, w razie wypadku. – Kiedy są jakieś niejasności, rodzic może zwrócić się do dyrektora o udostępnienie nagrania, nie wiem, jak to wygląda w praktyce, bo syn jeszcze tam nie chodzi, ale na pewno by mi nie odpowiadało, gdyby można było ciągle oglądać, co robią dzieci – opowiada.
Zaburzy spontaniczność w relacjach
Kamery mogą zabić to, co najcenniejsze. Może wystąpić podobne zjawisko do tego, które wystąpiło w związku z Facebookiem. Wirtualne obserwowanie i rozmowy na Messengerze w jakiś sposób ograniczyły potrzebę spotkań towarzyskich, bo przecież i tak wszystko już wiemy. Nie wychodząc z domu wiemy, co u nich słychać.
Kamery nie są potrzebne, jeśli ma się na tyle dobry kontakt z dziećmi, że powiedzą o niepokojących sprawach. – Na ogół opowiadają, co się dzieje i jeśli coś im nie będzie pasować, coś się im stanie to powiedzą, o tym rodzicom – opowiada jedna Ewa, mama 9-letniej Marysi.
Są jednak rodzice, którzy potrzebują "podkładki" do tego, co dzieje się z ich dziećmi, gdy tracą je z zasięgu wzroku. – Kamera powinna być, ale na tej zasadzie, że jeśli rodzic, chce mieć wgląd to sprawdza na miejscu, co się wydarzyło, niestety żyjemy w takich czasach, że się nauczycielką powołania pomyliły – argumentuje Natalia.
Inna mama, mówi, że kamery w takich placówkach jak: żłobki i przedszkola są super, bo rodzic może zerknąć na swoje dziecko, a to da rodzica wielka frajda. Można też sprawdzić, jak nauczycielka zajmuje się dzieckiem – były przecież przypadki znęcania się nad maluchami – opowiada Magda, mama 6-letniego Antosia.
Kontrola dla bezpieczeństwa?
Wyłania się grono osób, które nie ufa pracownikom przedszkola z różnych względów. Doświadczyli kiedyś czegoś złego lub ktoś im coś opowiedział. Poznali "zaplecze" złych przedszkoli lub po prostu tak mają, że światu nie ufają. Tu ciężko o polemikę, bo przekonywanie, że w tym przedszkolu nie musi tak być, obudzi w nich jeszcze większy opór.
Są jednak rodzice, którzy zdaje sobie sprawę, że zostawiając komuś dziecko, muszą dać tej osobie, choćby minimalne zaufanie. – Jeśli zostawiamy komuś dziecko pod opieką, to powinniśmy tym osobom też ufać. Dzieci opowiadają, co się dzieje i jeśli coś im nie będzie pasować, coś się im stanie to powiedzą o tym rodzicom – wyjaśnia Karolina, mama 5-letniej Zofii.
Uczymy dzieci zaufania lub je odbieramy już na początku
O zaufaniu i jego braku wypowiedziała się też Kasia, która od 7 lat wychowuje córkę. – Dziecko też potrzebuje zaufania, możliwości chwalenia się tym, co robiło czasem nawet skłamania, żeby nauczyć się, że tak nie wolno. To chyba to też mało fajne. Dziecko i pracownicy wiecznie inwigilowani – mówi w rozmowie. Kto w takim świecie chciałby żyć?
Brak kontroli na każdym kroku i zaufanie nie powinno się kojarzyć z naiwnością, lecz z ludzkim odruchem. Kamery w przedszkolu to tego zaprzeczenie. – Takie pomysły sprawiają, że każdy rodzic nawet bez nadopiekuńczych instynktów staje się przewrażliwiony. To ludzki odruch, że mając możliwość podpatrzenia dziecka, ciągle chce się to robić w celu sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku – tłumaczy Katarzyna Kucewicz.
Zastanówmy się jednak, co stoi u podłoża takiej potrzeby kontrolowania dzieci? – Moim zdaniem to sygnał braku zaufania do przedszkolanek, a także przeświadczenia, że musimy stale trzymać rękę na pulsie – odpowiada psycholożka.
Umieszczenie kamery zakłada już na początku, że coś musi się dziać w tym miejscu niedobrego. Kamery są w więzieniu, w szpitalach psychiatrycznych, w supermarketach, na strzeżonych parkingach. W miejscu, w którym dzieci powinny czuć się swobodnie, pojawia się ukryta kamera. Czy to nie paradoks? – Dla zdrowia psychicznego własnego i dziecka lepiej, żeby nie można podglądać – zauważa jedna z matek.
Z przedszkoli urządźmy małe reality show
Na co jeszcze zwraca uwagę psycholożka w kontekście kamer w przedszkolu? – Nie sądzę, że wiele przedszkolanek ma tak ekstrawertyczną naturę, że dobrze znosi cały czas bycie w kamerze. Pamiętamy wszyscy jak popularne, dekadę temu realisty show zaburzały uczestników. Tutaj także pojawiłby się element całkowitego pozbawienia kogoś prywatności. I psychicznie dla nich byłoby to bardzo duże obciążenie – zauważa.
Interakcje w przedszkolu są przeważnie bardzo dynamiczne, w przeciągu kwadransa dziecko może śmiać się z innymi, a za chwile płakać samo w kacie. Dla rodzica, w tym wypadku podglądacza, takie patrzenie uruchamiać może najgorsze wyobrażenia, że pewnie nasze dziecko bawi się samo, bo jest izolowane, nielubiane albo nawet zaburzone. No i popadamy w niezdrową panikę, którą następnie przenosimy na dziecko.
Często jest tak, że rodzice chcą być obecni nieustannie w życiu dziecka. Nawet jeśli ich fizycznie nie ma. Taka kontrola osłabia poczucie swobody w samodzielnym budowaniu relacji. – Wyobrażam sobie, że taki rodzic uderzałby ze swoimi obawami wszędzie, np. mówiąc dziecku „widziałam, że dziś płakałeś w przedszkolu” – podkreśla Katarzyna Kucewicz.
Dziecko nie rozumie?
Komunikaty dla przedszkolaka, który jeszcze nie rozumie nowych technologii, są nie do pojęcia. Dziecko nie rozumie, co się dzieje, jak mama mnie widzi, a ja nie widzę mamy. Psycholożka podkreśla, że dziecko wtedy może zacząć fantazjować o tym, że jeśli będzie grzeczne, to mama zobaczy i szybko przyjdzie, albo, że jak tylko zawoła, to mama zaraz się pojawi.
Mama jak cień w świadomości dziecka, ciągle w pogotowiu. Ten wzrok jest też ciągle obecny na plecach dziecka. – Może sobie wyobrażać np.: że mama nie przychodzi, bo widziała, jak dziecko kłóciło się z koleżanką. Wyobraźnia dziecka, które nie rozumie, co się dzieje, będzie mu podpowiadać najdziwniejsze scenariusze – wyjaśnia terapeutka.
Zwykłe wygodnictwo
To nie jest też tak, że rodzice mają nie reagować, gdy coś niepokojącego się dzieje lub uśpić całkowicie swoją czujność. Jesteśmy dorośli i wiemy, że różne rzeczy się dzieją, zmieniają, ale nie popadajmy w panikę. Jeśli mamy poczucie, że w przedszkolu źle się dzieje, jest szereg możliwości, by wprowadzić kontrolę i to sprawdzić. Można to zrobić bez kamer. Zazwyczaj wystarczy dłuższa rozmowa z wychowawczynią, z dyrektorem, z psychologiem szkolnym, a przede wszystkim z dzieckiem. Nie zapominajmy o tym.
Rozwiązanie z kamerami to raczej pójście na skróty i czasem rodzice tak wolą. Wybierają kontrolę, zamiast po prostu, po pracy spędzić czas z przedszkolakiem i posłuchać o jego przedszkolnych przygodach, a te mogą nam naprawdę zastąpić ten absurdalny pomysł z kamerą.
Eksperyment społeczny trwa
– Kamery to na pewno by się przydały, ale w szatniach... Bo non stop słyszę, że coś komuś ginie – pisze Karolina na grupie, na której zapytałyśmy, czy kamery w przedszkolach są potrzebne. Zatem rodzi się pytanie, kto kogo ma kontrolować? Wygląda na to, że rośnie pokolenie, które zachowuje się poprawnie tylko dlatego, że ktoś nas może obserwować.
Obecność kamer demoralizuje i demotywuje. W zetknięciu z kamerą zanika poczucie zaufania i wspólnoty, a rozpoczyna walka o swoje racje. "Moda" być może przeniosła się ze strzeżonych "wspólnot" mieszkaniowych, gdzie wzajemna kontrola jest normą. Jak się okazuje, firmy monitorujące mają, co robić. To dobry biznes. Tylko, że to wszystko to czysta ułuda.
Z badań nad przemocą w szkole przeprowadzonych w zeszłym roku przez Instytut Socjologii UW wynika, że obecność kamer w zasadzie nie wpływa na podniesienie bezpieczeństwa w szkole. Monitoring ma 90 proc. gimnazjów i liceów i 78 proc. podstawówek. Zatem monitoring, dający możliwość śledzenia tego, co się dzieje w przedszkolu online, nie daje żadnej gwarancji.