
Amelia urodziła się zdrowa. Była szczęśliwym, wyjątkowo spokojnym dzieckiem. Miała starszego brata i kochających zaangażowanych rodziców. Nie przypuszczali, że dziewczynka ma w ciele coś, co niebawem pozbawi ich ukochanej córeczki na zawsze.
Pierwsze objawy śmiertelnej choroby pojawiły się, gdy cała rodzina była w podróży. Ojciec Amelii służył w wojsku, więc wszyscy razem często się przeprowadzali. Tym razem przenosili się ze stanu Virginia do Kalifornii. Wówczas małej dokuczał ból ucha. Z czasem niepokojących objawów przybyło. Pojawiła się wysoka gorączka, całkowity brak apetytu oraz chęci przyjmowania płynów. Dziewczynka stała się rozdrażniona, była w stanie się uspokoić wyłącznie w ramionach mamy.
Wtedy rodzice zabrali Amelię do Phoenix Children's Hospital. Tam lekarze zwrócili uwagę na powiększony brzuszek dziewczynki. Do tej pory rodzice śmiali się, że Amelka wygląda jak mały Budda. Jednak dla lekarzy był to powód do wykonania dodatkowych badań.