Mama 3-tygodniowej dziewczynki postanowiła podzielić się z internautami dramatyczną historią, aby przestrzec innych rodziców. Jej córeczka niemal przypłaciła życiem zbyt długą podróż samochodem. – Nie rozumiem, czemu nikt nie powiedział nam o takim ryzyku – mówi kobieta.
Kirsti Clark i jej mąż Christopher przeżyli prawdziwe chwile grozy, kiedy ich 3-tygodniowa córeczka Harper, po wyjęciu z fotelika samochodowego, zrobiła się cała niebieska, a z jej nosa i ust zaczęła sączyć się biała piana. Natychmiast popędzili do szpitala.
– Kiedy wróciliśmy z zakupów, akurat wypadała pora drzemki Maleny (3-letniej córki – przyp. red.), więc wnieśliśmy Harper do domu w nosidełku samochodowym i zostawiliśmy tak jeszcze na kwadrans, żeby położyć Malene. Mój mąż wziął Harper na kolana, ale zauważył, że nie jest jej wygodnie i położył ją na przewijaku. Wtedy zauważyłam, że jej usta zrobiły się niebieskie, a policzki czerwone. Natychmiast znów wziął ją na ręce, ale po wyrazie jego twarzy zrozumiałam, że coś jest nie tak – relacjonuje wydarzenia tamtego dnia Kirsti.
Dziewczynka wstrzymała oddech i zacisnęła szczęki. Rodzice najpierw próbowali dmuchać jej w twarz, żeby nabrała powietrza – jak kiedyś poradziła im położna – ale to nie przyniosło skutku. Z ust i nosa Harper zaczęła wydobywać się biała piana.
– To było przerażające. Mój mąż trzymał ją i klepał po plecach, a ja próbowałam otworzyć jej usta, żeby sprawdzić, czy nie połknęła swojego języka, ale jej szczęki były zaciśnięte. To nie był normalny atak, zaczęła wyginać plecy i odrzucać głowę do tyłu – opowiada Kirsti.
Rodzice obudzili starszą córkę i natychmiast wsiedli do samochodu. Na szczęście droga do szpitala zajęła im zaledwie pięć minut.
"Płakałam i krzyczałam"
– Mąż ciągle pytał, czy Harper oddycha, a ja potrafiłam tylko odpowiadać "nie wiem". Ciągle miała zamknięte oczy i próbowałam ją budzić. Nie potrafię nawet spokojnie o tym mówić. Kiedy dojechaliśmy do szpitala, wbiegłam z nią na rękach do środka. Byłam rozhisteryzowana i płakałam, krzyczałam "proszę, proszę, pomóżcie jej" – mówi Kirsti.
Mała Harper błyskawicznie trafiła pod opiekę lekarzy, którzy rozpoczęli resuscytację. Na szczęście dziewczynka po chwili zaczęła oddychać samodzielnie, a lekarze rozpoczęli poszukiwania przyczyny ataku.
Po rozmowie z rodzicami, zebraniu wywiadu medycznego i przeprowadzeniu badań, okazało się, że u Harper doszło do poważnego niedotlenienia. Wszystko przez zbyt długi czas spędzony w foteliku samochodowym.
Najważniejsza jest pozycja jazdy
Przyczyną niedotlenienia w przypadku noworodków i niemowląt przewożonych w fotelikach 0+, zagrożeniem jest pozycja, w jakiej znajduje się dziecko. Najważniejsze, aby było przewożone na leżąco, a głowa nie zsuwała się w kierunku klatki piersiowej lub na bok. Słabo rozwinięte mięśnie szyi nie pozwalają dziecku na samodzielne utrzymanie głowy w odpowiedniej pozycji, a jej przesunięcie prowadzi do zwężenia przepływu powietrza i ostatecznie niedotlenienia, które może doprowadzić do poważnych trwałych uszkodzeń w mózgu, a nawet śmierci dziecka.
Ważne więc, aby odpowiednio dobierać fotelik do wieku i wielkości dziecka. Noworodek powinien zawsze korzystać ze specjalnej wkładki do nosidełka, która pozwala zachować prawidłową leżącą postawę. Nie należy układać niemowlęcia w pozycji półsiedzącej, bo jest ona najbardziej niebezpieczna – ostrzegają lekarze.
Eksperci podkreślają, że noworodki i niemowlęta nie powinny spędzać w foteliku samochodowym więcej niż godzinę jednorazowo. Istnieją także badania, które mówią, że już po pół godziny w nosidełku poziom tlenu we krwi dziecka spada, a tętno rośnie. Jeśli więc wybieramy się z dzieckiem w dłuższą podróż, warto zaplanować dużo przystanków, a na każdym wyjąć dziecko na chwilę z fotelika, żeby upewnić się, że nie dzieje się nic złego.
Teraz ostrzegają innych
Na szczęście wyniki badań Harper wykazały, że dziewczynka jest w jak najlepszej formie, a niedotlenienie nie pozostawiło trwałych skutków. Mimo to rodzice Kirsti i Christopher postanowili opowiedzieć o tym, co ich spotkało i ostrzec innych.
– Rodzice muszą o tym wiedzieć. To tylko dwie godziny w samochodzie, a mogliśmy stracić naszą córeczkę. To przerażające. Chcę powiedzieć wszystkich rodzicom, żeby zawsze bardzo uważnie obserwowali swoje dzieci w czasie jazdy, a jeśli nie muszą być w foteliku, po prostu je z niego wyjmijcie – apeluje Kirsti.