O Szkole Podstawowej nr 323 na warszawskim Ursynowie pisaliśmy już w październiku 2016 roku. To pierwsza szkoła w Warszawie, która zrezygnowała z zadawania prac domowych i całkowicie odeszła od obecnego w wielu szkołach sposobu kształcenia. Nauczyciele nie używają długopisów z czerwonym tuszem do podkreślania błędów w pracach uczniów. Używają zielonego – podkreślają nim to, co dobre i wartościowe w pracy. To jednak nie wszystkie zmiany. Wydawałoby się, że szkoła dokonała rewolucji, która zadowoliła wszystkich – dyrekcję, nauczycieli, rodziców i dzieci. Okazuje się, że niekoniecznie.
"Budząca się szkoła", czyli pozytywy zamiast negatywów
– System, który wprowadziliśmy, to mój autorski pomysł – mówiła dyrektorka Wioletta Krzyżanowska w rozmowie z MamaDu.pl. – Istnieje odpowiednie rozporządzenie o innowacjach pedagogicznych. Możemy podejmować nowatorskie działania jako nauczyciele. Innowację zgłosiliśmy do kuratorium dopiero po czasie pilotażu i po uzyskaniu akceptacji rodziców. Równolegle system zaczął już funkcjonować od nowego roku szkolnego – wyjaśniła.
Program "Budząca się szkoła" w SP 323 zakładał rewolucję. Zasada zielonego długopisu, ławki ustawione w niestandardowy sposób, nauczyciel jako koordynator i doradca, nie wódz, a do tego brak zadań domowych, czyli coś, o co walczy dziś wielu rodziców. Chociaż głównym założeniem było stworzenie szkoły innej niż wszystkie, opierającej się na pozytywach, zaczynają pojawiać się głosy, że nie wszyscy rodzice są zadowoleni. Do redakcji portalu Halo Ursynów zgłosili się rodzice, którzy mają dość pozytywnej zmiany w szkole, do której uczęszczają ich dzieci.
Brak zadań domowych to fikcja?
– To w tym roku szkolnym atmosfera się bardzo zmieniła. Jest coraz większe niezadowolenie z realizacji programu. Wygląda na to, że wszystko wymknęło się spod kontroli – mówi ojciec jednej z uczennic w rozmowie z Halo Ursynów. Jakiś czas temu dziewczynka usłyszała w wiadomościach telewizyjnych dyrektorkę opowiadającą o braku prac domowych. Zapytała: "Tato, dlaczego pani dyrektor kłamie?".
Rodzice przekonują, że zadania są, ale w innej formie. Redakcja Halo Ursynów dotarła do informacji, że niektórzy nauczyciele przesyłali zadania rodzicom tak, by dyrektorka się o tym nie dowiedziała. Krzyżanowska potwierdza, że prace domowe są zadawane przez nauczycieli, którzy zawarli taką umowę z rodzicami. Obecnie zadania domowe zadaje połowa pedagogów. To jednak nie jest jedyny zarzut przeciwników reformy.
Rodzice mają dość "pozytywnej zmiany"
Część rodziców zauważyła, że po wprowadzeniu "pozytywnej zmiany" dzieci opuściły się w nauce. Przestały się uczyć i interesować nauką, na pytania rodziców odpowiadają, że nic nie muszą robić, "bo pani nie kazała". Więcej czasu zaczęły spędzać ze smartfonami i tabletami w dłoniach. Rodzice boją się, jak poradzą sobie na egzaminach końcowych i czy dostaną się do wymarzonych szkół. Podkreślają, że po dwóch miesiącach pilotażowych program został przedłużony bez jakiejkolwiek ewaluacji.
– Znam przypadki, że dzieci z 4 klasy od początku roku mają korepetycje z matematyki. Widzę u dziecka spadek koncentracji. Wcześniej córka paliła się do nauki, dziś ciągnie ją do telefonu. Twierdzi, że nic nie musi, a nauczyciele i tak niczego nie sprawdzają, bo przecież zmiany polegają na pokazywaniu pozytywów, a nie negatywów – mówi jedna z przeciwniczek programu "Budząca się szkoła".
W komentarzu pod artykułem Halo Ursynów pojawiły się głosy, że projekt"Budząca się szkoła" to jedynie element kampanii wyborczej dyrektorki szkoły. – Krzyżanowska musiała coś zrobić, żeby zaistnieć, bo chce kandydować w wyborach. Czy wasze dzieci nie są jedynie eksperymentem wyborczym? – pyta jeden z internautów.
"Budząca się szkoła" powinna się obudzić?
Redakcja Halo Ursynów skontaktowała się z kuratorem oświaty. Okazuje się, że kuratorium nie przeprowadzało żadnych kontroli w SP 323. Co więcej, nie ma tego w planach – kuratoria nie kontrolują szkół, które stawiają na innowacyjne programy nauczania. W związku z tym cała odpowiedzialność za projekt spada na dyrektorkę. Krzyżanowska w wyjaśnieniu dla Halo Ursynów broni projektu swojego autorstwa i zapewnia, że program zmienia podejście do nauki i jest przykładem nowoczesnej edukacji. Przekonuje również, że z regularnie przeprowadzanych ankiet nie wynika, by rodzice mieli jakieś zastrzeżenia do programu.
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z dyrekcją ursynowskiej szkoły. Na oficjalne stanowisko szkoły musimy jeszcze poczekać, jednak dyrekcja zapewnia, że informacje zawarte w artykule są nieprawdziwe, stronnicze i nieścisłe, a opisywane fakty zostały wykreowane i zafałszowane.
"Informujemy, że podjęte zostaną działania zgodnie z prawem prasowym o dokonanie sprostowania artykułu. Nie wykluczamy podjęcia kroków prawnych związanych z naruszeniem dóbr osobistych. W najbliższym czasie zaplanowane są posiedzenia organów szkoły, czyli rady szkoły, rady rodziców i rady pedagogicznej, dotyczące zajęcia stanowiska szkoły w sprawie wspomnianego artykułu" – czytamy w wiadomości od dyrekcji SP 323.
Redakcja Halo Ursynów nie podaje danych rodziców, którzy są niezadowoleni ze zmian. Jeśli rzeczywiście tak jest, dlaczego nie porozmawiają z dyrekcją, a anonimowo kontaktują się z lokalnym serwisem?