Reklama.
"Moje dziecko odrabiało lekcje 2 godz". "My skończyliśmy dziś przed 20.00". "Nad tymi zadaniami siedzieliśmy całą sobotę". Tak właśnie spędzają czas rodziny.
Napisz do autora: ewa.podlesna-slusarczyk@mamadu.pl
Jestem mamą dwóch chłopców. Starszy chodzi do 3 klasy, młodszy do 1. Oboje z mężem pracujemy, więc odbieramy dzieci ze świetlicy około godz.17. Po drodze do domu robimy zakupy, załatwiamy jakieś najważniejsze sprawy. W domu jesteśmy o 18.00 i dzieci krzyczą, że są głodne i chcą kolację. Gdy ją zjedzą, jest ok.18.30. Wtedy zaczyna się nasz domowy horror, zaglądamy do plecaków dzieci i próbujemy zorientować się, ile czasu spędzimy dziś jeszcze nad książkami.
Pierwszoklasista ma jeszcze niewiele zadawane: pokolorować obrazek z religii, napisać po 10 razy kilka nowych słówek. Pół godziny. Starszy syn niestety dwa ćwiczenia z matematyki, czytanka z polskiego, kilka zdań z angielskiego i modlitwa z religii do nauczenia na pamięć. Ile nam to zajmie? Z płaczem, nerwami i zniechęceniem – około 1,5 godz.
Potem szybka kąpiel, czytanie w łóżku bajek i czas na sen. Ja, sfrustrowana znowu patrzę na moje śpiące dzieci i myślę sobie, dlaczego codziennie praca domowa kradnie mój jedyny czas, który mogę w ciągu dnia spędzić z dziećmi? Dlaczego moje maluchy uważają mnie za żandarma, który pilnuje tylko czy lekcje odrobione i zęby umyte, bo każdego dnia nie starcza nam czasu na nic innego? Mam rzucić pracę? To z czego będziemy żyć?Błagam więc, skończcie z tym zadawaniem pracy domowej!
Podkreślenia wymaga, że dopuszczanie do sytuacji nadmiernego obciążania dzieci pracami domowymi narusza przepis art. 31 Konwencji o prawach dziecka, zgodnie z którym Polska uznaje prawo dziecka do wypoczynku i czasu wolnego, do uczestniczenia w zabawach i zajęciach rekreacyjnych, stosownych do wieku dziecka, oraz do nieskrępowanego uczestniczenia w życiu kulturalnym i artystycznym.
Jestem mamą dwóch chłopców. Starszy chodzi do 3 klasy, młodszy do 1. Oboje z mężem pracujemy, więc odbieramy dzieci ze świetlicy około godz.17. Po drodze do domu robimy zakupy, załatwiamy jakieś najważniejsze sprawy. W domu jesteśmy o 18.00 i dzieci krzyczą, że są głodne i chcą kolację. Gdy ją zjedzą, jest ok.18.30. Wtedy zaczyna się nasz domowy horror, zaglądamy do plecaków dzieci i próbujemy zorientować się, ile czasu spędzimy dziś jeszcze nad książkami.
Pierwszoklasista ma jeszcze niewiele zadawane: pokolorować obrazek z religii, napisać po 10 razy kilka nowych słówek. Pół godziny. Starszy syn niestety dwa ćwiczenia z matematyki, czytanka z polskiego, kilka zdań z angielskiego i modlitwa z religii do nauczenia na pamięć. Ile nam to zajmie? Z płaczem, nerwami i zniechęceniem – około 1,5 godz.
Potem szybka kąpiel, czytanie w łóżku bajek i czas na sen. Ja, sfrustrowana znowu patrzę na moje śpiące dzieci i myślę sobie, dlaczego codziennie praca domowa kradnie mój jedyny czas, który mogę w ciągu dnia spędzić z dziećmi? Dlaczego moje maluchy uważają mnie za żandarma, który pilnuje tylko czy lekcje odrobione i zęby umyte, bo każdego dnia nie starcza nam czasu na nic innego? Mam rzucić pracę? To z czego będziemy żyć?
Mniejsza ilość prac domowych lub rzadsze ich zadawanie może przyczynić się do zwiększenia ich efektywności w kontekście osiągnięć edukacyjnych uczniów. Jednym z sugerowanych przez autorów badania rozwiązań jest zadawanie dzieciom prac dla chętnych oraz inne sposoby indywidualizacji, w zależności od potrzeb i zainteresowań. Problem odstąpienia od nadmiernego obciążania uczniów pracami domowymi wymaga więc głębokiej zmiany w świadomości pedagogów, połączonej z wysiłkami na rzecz tworzenia otoczenia szkolnego sprzyjającego dziecku i jego potrzebom. Pierwszym, niezbędnym krokiem w tej sferze, wydaje się zatem wprowadzenie współpracy nauczycieli w danym oddziale w celu kontroli czasu który uczeń ma przeznaczać, na zadania domowe i indywidualizowanie zadawanych prac, odpowiednio do potrzeb i możliwości dzieci.