Dzieci wyrzucone z przedszkola. Powód? Zachowanie rodziców w Internecie
Redakcja MamaDu
18 lutego 2018, 11:49·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 lutego 2018, 11:49
Grupa rodziców, których dzieci zapisane są do Niepublicznego Przedszkola Montessori nr 1 w Gdyni, założyła na Facebooku grupę. Wymieniali się w niej uwagami i pomysłami, którymi chcieli się podzielić w rozmowie z władzami placówki. Jednak do dialogu oficjalnie nie doszło. Od poniedziałku troje dzieci nie pójdzie do przedszkola, bo z rodzicami rozwiązano umowę w trybie natychmiastowym.
Reklama.
Działanie na szkodę
W poniedziałek 5-latka i 3-latka zostały w domu z powodu przeziębienia. Następnego dnia ich rodzice odczytali maila, że właścicielka, Danuta Uljasz, w trybie natychmiastowym rozwiązuje umowę. Podobną informację otrzymali rodzice jeszcze jednej dziewczynki. Uzasadnieniem było działanie na szkodę przedszkola i podważanie zasad działania placówki. W grupie, która powstała 1 lutego rodzice "ustalali postulaty dotyczące zmian i kierunku rozwoju". Należało do niej 20 członków, dodana została również dyrektorka.
Jak tłumaczy radca prawny, który reprezentuje właścicielkę, ta miała prawo do rozwiązania umowy, ponieważ w umowie jest odpowiedni zapis, który to umożliwia. Danuta Uljasz dodała, że podjęła decyzję o rozwiązaniu umowy z rodzicami, ponieważ nie chcieli podjąć dialogu, nie przyszli, by porozmawiać, a ich zarzuty są bezpodstawne. – Większość rodziców uważa, że dobrze zrobiłam. Byli zmęczeni całą tą sytuacją, niesłusznym nagabywaniem mnie i ich. [...] Jako właścicielka placówki nie mogę pozwolić na kłamstwa czy psucie atmosfery.
Wersja rodziców
Rodzice tłumaczą natomiast, że byli zaniepokojeni powiększającą się liczbą dzieci oraz zapowiadaną zmianą nauczycielki języka angielskiego, co ogólnie prowadziło do obniżania się standardów.
Tata dziewczynek, które w poniedziałek nie pójdą do przedszkola w rozmowie z Gazetą Wyborczą, dodaje, że zarówno on z żoną, jak i inni rodzice próbowali rozmawiać z dyrektorką, ta jednak ucinała każdą dyskusję i mówiła, że sama wie, jak ma wyglądać i działać przedszkole. - Innym niezadowolonym rodzicom mówiła wprost, że jak się im nie podoba, mogą zmienić przedszkole. A nam chodziło tylko o to, że przedszkolanki nie są w stanie zapanować nad zbyt liczną grupą. - dodał mężczyzna.
Monika Kończyk, pomorska kurator oświaty zapewnia, że Kuratorium Oświaty w Gdańsku, które sprawuje nadzór pedagogiczny nad placówką, przyjrzy się sprawie, jeżeli pojawi się taka informacja od rodziców. Przykro, że to kolejny przypadek, w którym przez nieumiejętność rozmawiania wśród dorosłych cierpią najmłodsi.