"Wchodzę, a tam korytarz świeci pustkami"
7.50 i brak numerków w przychodni, a kilka godzin później w poczekalni pustki. Tak swoją opowieść zaczęła zirytowana mama, która z powodu coraz gorszego samopoczucia dziecka pojechała pomimo braku miejsc do przychodni. Ku jej zdziwieniu, w poczekalni cisza, pani doktor siedzi i popija kawę, a na 30 miejsc tylko 15 kart na biurku.
Okazuje się, że sytuacja, która miała miejsce w podwarszawskich Markach, nie jest pojedynczym przypadkiem. To tylko jeden przykład z wielu.
Nocna opieka albo prywatna wizyta
Niestety podobne odczucia ma wielu rodziców, ale i osoby starsze mają problem z dostaniem się do przychodni. Pod wieloma już na godzinę przed otwarciem ustawiają się kolejki nie tylko emerytów i rencistów, ale i rodziców, którzy przed pójściem do pracy chcą zdobyć numerek dla dziecka, czy dla siebie.
Cwaniacy
To grupa osób, której nie chce się rano wstawać i postanawiają wziąć lekarza na litość. Przyjeżdżają w ciągu dnia i pomiędzy pacjentami z uroczym uśmiechem i słowami: ja tylko na chwilę, wymuszają na lekarzu przyjęcie dodatkowego pacjenta. Okazuje się, że zazwyczaj miejsce się znajduje i bez szkody dla innych lekarz pozwala wciągnąć na listę kolejną osobę. Tylko co z tymi, którzy rano pocałowali klamkę i albo pojechali do przychodzi przyszpitalnej, albo by zaoszczędzić na czasie, ale nie na pieniądzach, wybrali się do lekarza prywatnie?
Metoda na sępa, czy cwaniaka nie jest taka trudna, bo jak się okazuje, przychodnia zawalona pacjentami jest tylko rano. Potem następuje cisza, spokój, pojedyncze osoby na korytarzach i powolny tryb pracy. Miejmy nadzieję, że historia opisana przez tę mamę, to sporadyczny przypadek, a nie patologiczna sytuacja, o której mogą zaświadczyć pacjenci z innych ośrodków zdrowia.
Dzwonię – godzina 7:50, już po 3 sygnałach zostało odebrane, pytam się o zapis do lekarza i w słuchawce słyszę, że nie ma do żadnego lekarza numerków. Mówię no dobrze, a czy mogę na jutro się zapisać, a Pani mi odpowiada, że na jutro też już nie ma numerków, zostało jedynie kilka na zapis jutro w okienku. Po 10 stan córki się pogorszył, więc wsiadłam w samochód i pojechałam do przychodni zapytać, czy ktoś nas przyjmie. Wchodzę, a tam korytarz świecący pustkami. Dr. J. popijała kawę z pielęgniarkami, a dr.Sz. miała 15 kart na 30 i to jest niby ten brak numerków? To jest skandal, jak panie w recepcji okłamują ludzi. Nie jest możliwe, że na brak miejsc o 8 rano, po 10 przychodnia świeci pustkami.
mieszkanka Zielonki
Gdy dziecko zachoruje mamy już z mężem opracowaną strategię. On wstaje rano i jedzie do przychodni, a ja siedzę w domu i raz po raz wykręcam numer telefonu. To czasem jedyna szansa, żeby lekarz przyjął dziecko. Czasem to mi uda dodzwonić się wcześniej, ale bardzo rzadko. Zdarza się niestety także i tak, że mąż stoi pół godziny w kolejce, a potem słyszy, że nie ma już miejsc. Oczywiście nie może zapisać dziecka na jutro, bo zapisy są tylko na dany dzień. Co nam pozostaje? Korzystać z nocnej opieki, a tam na dyżurze często są lekarze, których na co dzień omija się szerokim łukiem.