Lokator bloku zwraca dosadnie uwagę dziecku. Wtedy wkracza jego "tatuś"
Redakcja MamaDu
03 października 2017, 12:20·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 października 2017, 12:20
Mieszkanie w bloku ma swoje plusy i minusy. Owszem, można czasem pożyczyć od kogoś cukier, czy wprosić się na kawę, ale z reguły więcej jest problemów i konfliktów.
Reklama.
Co robić z kłopotliwym sąsiadem?
Dzieci jako mieszkańcy bloku – to temat, który potrafi rozpalić do czerwoności. I po raz kolejny tak właśnie się stało. Padły też kluczowe pytania, na ile można pozwolić dzieciom, kiedy reagować i w jaki sposób. Okazuje się, że ludzie tak naprawdę nie wiedzą co zrobić w sytuacji, gdy zachowanie sąsiadów uprzykrza innym życie.
Mężczyzna w pozostałych komentarzach podkreśla, że nie chodzi mu o to, że dzieci przeszkadzają mu jako takie. Nie ma pretensji o głośne zachowanie na placu zabaw pod oknem ani w okolicznych przedszkolach. Tu chodzi o prawo do spokoju i odpoczynku w miejscu zamieszkania. Da się go osiągnąć, gdy ma się wokół sąsiadów, z którymi można się porozumieć i zwyczajnie po ludzku dogadać. Niestety w tej sytuacji, jak wynika z relacji mężczyzny, sąsiedzi przekonani o tym, że ich dzieciom wolno wszystko i normalne jest to, że mogą się bawić i krzyczeć na klatce schodowej, nie pozostawiają zbyt dużego pola manewru.
Zgłaszać, czy nie?
Wpis podzielił internautów na tych, co doskonale rozumieją problem i uważają, że trzeba zareagować i zgłosić gdzieś rodzinę, aż po obrońców rodzin, podkreślających, że krzyki i wrzaski dzieci są naturalnym etapem dorastania i nie powinno się z tego robić większej afery.
Oczywiście warto rzeczywiście zastanowić się nad tym, czy sięgnąć po tak drastyczne środki, jak zgłoszenie rodziny policji, czy opiece społecznej. W ten sposób rzeczywiście można wtargnąć w ich życie na tyle inwazyjnie, że może się to zakończyć zupełnie niespodziewanie. By sięgać po takie rozwiązanie, powinno mieć się przekonanie, że dzieciom dzieje się krzywda, a wtedy już bez chwili namysłu kontaktować się z odpowiednimi władzami.
Najprostszym rozwiązaniem jest rozmowa, która oczywiście może nic nie dać. Wówczas drugim rozwiązaniem jest pismo do administracji budynku, które poparte podpisami innych sąsiadów z pewnością będzie rozpatrzone i podjęte zostaną środki zaradcze. Gdy żadne z tych rozwiązań się nie sprawdzi, wówczas można i trzeba sięgnąć po inne metody rozwiązania konfliktu.
Jedno jest tylko niepokojące, bo w sumie nerwy nerwami, ale w jakim celu dorosły mężczyzna w "dosadny" sposób zwraca dziecku uwagę, żeby się zamknęło? Czy naprawdę uważał, że jego ojciec grzecznie wtedy przeprosi i usunie dziecko z klatki schodowej?
Taka sytuacja: na klatce jest 7 mieszkań. Jedni sąsiedzi notorycznie wypuszczają swoje "pociechy" na klatkę schodową a te drą się: piszczą/krzyczą/biegają innym pod drzwiami. Dziś po powrocie do domu słyszę pisk! Ale to taki, jakby kogoś ze skóry obdzierali! Otwieram drzwi, a to jedna z "pociech" owych sąsiadów leży na podłodze na klatce schodowej i drze się, jakby było ze skóry obdzierane.
W sposób dosadny zwróciłem uwagę, żeby się zamknęło. Wtedy wkroczył "tatuś" sugerując mi wschodnim akcentem, żebym wyciszył sobie drzwi... bo to normalne jest w wychowywaniu dzieci, że drą gęby na cały regulator, leżąc na klatce schodowej i normalne jest, że wszyscy sąsiedzi zmuszani są do słuchania pisku i wrzasku (gdzie poszanowanie miru domowego?).
I po trzecie, skoro te dzieci się tak drą to może dzieje im się krzywda i trzeba to gdzieś zgłosić? Jak to u Was jest?