
Mieszkanie w bloku ma swoje plusy i minusy. Owszem, można czasem pożyczyć od kogoś cukier, czy wprosić się na kawę, ale z reguły więcej jest problemów i konfliktów.
Dzieci jako mieszkańcy bloku – to temat, który potrafi rozpalić do czerwoności. I po raz kolejny tak właśnie się stało. Padły też kluczowe pytania, na ile można pozwolić dzieciom, kiedy reagować i w jaki sposób. Okazuje się, że ludzie tak naprawdę nie wiedzą co zrobić w sytuacji, gdy zachowanie sąsiadów uprzykrza innym życie.
Taka sytuacja: na klatce jest 7 mieszkań. Jedni sąsiedzi notorycznie wypuszczają swoje "pociechy" na klatkę schodową a te drą się: piszczą/krzyczą/biegają innym pod drzwiami.
Dziś po powrocie do domu słyszę pisk! Ale to taki, jakby kogoś ze skóry obdzierali! Otwieram drzwi, a to jedna z "pociech" owych sąsiadów leży na podłodze na klatce schodowej i drze się, jakby było ze skóry obdzierane.
W sposób dosadny zwróciłem uwagę, żeby się zamknęło. Wtedy wkroczył "tatuś" sugerując mi wschodnim akcentem, żebym wyciszył sobie drzwi... bo to normalne jest w wychowywaniu dzieci, że drą gęby na cały regulator, leżąc na klatce schodowej i normalne jest, że wszyscy sąsiedzi zmuszani są do słuchania pisku i wrzasku (gdzie poszanowanie miru domowego?).
I po trzecie, skoro te dzieci się tak drą to może dzieje im się krzywda i trzeba to gdzieś zgłosić? Jak to u Was jest?
Wpis podzielił internautów na tych, co doskonale rozumieją problem i uważają, że trzeba zareagować i zgłosić gdzieś rodzinę, aż po obrońców rodzin, podkreślających, że krzyki i wrzaski dzieci są naturalnym etapem dorastania i nie powinno się z tego robić większej afery.
Może cię zainteresować także: "Żadnych bachorów krzyczących pod oknem!", czyli wesołe dzieciństwo na osiedlu zamkniętym