
Dzień Nauczyciela, imieniny i zakończenie roku szkolnego – to trzy święta, kiedy prezenty dla pedagogów płyną wartkim strumieniem. Pomysłowość rodziców jest nieograniczona i niestety często takie okazje wykorzystywane są do przypodobania się nauczycielowi. Dlatego ciężko jest w czasie spotkania ustalić rodzicom, co kupić i po ile się złożyć do wspólnej puli. Bo każdy ma inny pomysł, który w dużej mierze zależy od zasobu portfela.
O awanturze w jednym z gimnazjów w Lublinie donosi Dziennik Wschodni, cytując wypowiedzi skłóconych rodziców. Jeden z nich miał rzekomo zaproponować zakup serwisu kawowego lub vouchera na wycieczkę. Niestety, pozostali rodzice nie chcieli się zgodzić na taki pomysł, sugerując, że nie jest na miejscu kupować tak zobowiązujące prezenty. Wtedy to miały paść słowa: "Moja córka przyniesie drogi prezent, a biedota niech nosi kwiatki", co niewątpliwie mogło obrazić wielu rodziców.
Postanowiliśmy zapytać o to kilku nauczycieli z różnych szkół, którzy jak się okazuje, mają podobne spostrzeżenia.
Dla mnie najlepszym prezentem jest ten wykonany własnoręcznie przez uczniów. Ostatnio przygotowali kolaż z rysunków, na których narysowali, jak mnie postrzegają. To był niezwykle wzruszający moment, a obraz będzie zawsze przypominał mi o nich.
Najgorzej się czuję, gdy rodzice przynoszą mi w podziękowaniu alkohol. Trudno jest im wytłumaczyć, że nie mogę go przyjąć i stawiają mnie w bardzo niezręcznej sytuacji. Z kolei ile też można dostawać bukietów kwiatów i czekoladek, co potem z nimi robić. Wolałbym już, żeby kupowali coś, co przyda się w szkole, np. w pokoju nauczycielskim, co będzie służyć wszystkim.
Mam dosyć prezentów od rodziców, są albo nietrafione, albo zbyt drogocenne i nie wiem, czy mogę je przyjąć. Najgorsi są ci rodzice, którzy potajemnie przed wszystkimi rodzicami donoszą jeszcze jakieś „drobne” upominki osobiście. Wiem, że oczekują, że dzięki temu ich dzieci będą miały u mnie tzw. chody. Czasem jest jednak wręcz przeciwnie, ci rodzice uniżenie podsuwający czekoladki i kawki są tak irytujący, że mam dosyć także ich dziecka, któremu wydaje się, że wszystko mu wolno, bo rodzice mu załatwią.
Z tymi prezentami nie jest źle. Kwiaty przynoszę żonie, a słodycze oddaję dzieciom. W sumie nigdy nie dostałem nic cenniejszego, więc trudno mi się wypowiedzieć, ale takie drobne upominki są miłe. To taki dodatkowy bonus.