Reklama.
Często odsuwamy od siebie złe wizje, licząc, że nas nigdy nie dosięgną problemy. Bo uzależnienia dotyczą patologii, która nie radzi sobie z życiem. A my to przecież przeciętna, ale normalna rodzina, więc jak to możliwe?
Może cię zainteresować także: "Jestem kobietą. Jestem matką. Jestem alkoholiczką – możecie mnie zrozumieć?
Byliśmy normalną, spokojną rodziną. Razem spędzaliśmy wieczory, jeździliśmy na wakacje. Mieliśmy z mężem niezłą pracę, a nasza córka była śliczną dziewczyną. Lubiła sport, była uczynna, została nawet wolontariuszką i pomagała innym.
Wiele razy widywałam w gorszych dzielnicach patologiczne rodziny, pijanych ojców, zaniedbane kobiety i dzieci chodzące samopas. Zawsze mi się źle kojarzyli, byłam daleko od ich problemów. Dzisiaj wstydzę się swoich dawnych myśli. Uzależnienie ma wiele twarzy i przychodzi niespodziewanie. U nas była to zwykła kontuzja w czasie gry. Uraz twarzy był na tyle mocny, że lekarz przepisał silne leki przeciwbólowe. Od tego się zaczęło, bo tak niewiele potrzeba.
Niewiele potrzeba zmęczonej życiem matce trojga dzieci, która mija nas codziennie i która w 10 dni połyka tabletki przeznaczone na miesiąc.
Niewiele potrzeba młodej osobie, która idąc na imprezę, połyka kilka tabletek, by ukryć nieśmiałość.
Niewiele potrzeba pracownikowi korporacyjnemu, który stale bierze antydepresanty, by przetrwać.
Niewiele potrzeba nawet dziadkowi, który złamał nogę i musiał uśmierzać ból.
Tak samo niewiele potrzeba było mojej córce. Nie ma znaczenia, ile człowiek ma lat, płeć, kolor skóry. Jeżeli myślisz, że takie rzeczy nie dzieją się w twoim środowisku, rozejrzyj się dobrze. To dzieje się naprawdę, tylko ty możesz tego nie dostrzegać. Twój ojciec, matka, syn, brat, sąsiadka z pierwszego piętra, koleżanka z pracy. Uzależnienie od leków jest dziś coraz częstszym problemem.
Spotkałam ostatnio bezdomnego mężczyznę, był w złym stanie. Opowiedział mi swoją historię, o tym, jak zaczął od leków na depresję, a skończył na heroinie. Jak bardzo chciał, by jego życie znów wyglądało normalnie, a nie miał mu kto pomóc i staczał się coraz bardziej. Wtedy dotarło do mnie, że mogę starać się pomóc innym. O moją córkę walczyłam 7 lat, dziś sama staje obok mnie i przekonuje ludzi, jak łatwo można zniszczyć sobie życie, jak łatwo jest stracić kontrolę. Gdy dziś wspominam jej ucieczki z domu, nocowanie w niebezpiecznych miejscach, kradzieże, by zdobyć pieniądze na narkotyki, jej pusty i wyczerpany wzrok, to trudno mi uwierzyć, że jednak się udało.
Moja córka żyje, usamodzielniła się, ale gdy widzę, jak wiele osób umiera, popełnia samobójstwo, to wiem, że oni nie otrzymali pomocy od ludzi. Łatwo jest ocenić i odrzucić kogoś ze względu na jego słabość, dużo trudniej mu pomóc. Pamiętajcie tylko, że ten młody, brudny chłopak, ta dziewczyna z rozbieganymi oczami, to czyjeś dzieci. Może warto im jednak pomóc?