Reklama.
"Trzymali mnie bez jedzenia i picia tak długo, aż się odwodniłam w 9. m-cu ciąży. Potem powiedzieli, że nie zrobią cesarki i odesłali do domu". Nasza czytelniczka opowiedziała nam o tym, jak została potraktowana w szpitalu na Karowej i dlaczego lekarze mają "ciśnienie" na porody naturalne.
Może cię zainteresować także: Rękoczyn Kristellera nadal jest stosowany na polskich porodówkach. Oto wstrząsające historie naszych czytelniczek!
Może cię zainteresować także: „MamaDu przesadzacie” - bronicie zdjęcia z porodu. Tu nie chodzi o piękno porodu, lecz wystawianie intymności dla lajków
Napisz do nas: marta.kabulska@mamadu.pl
Przez 9 miesięcy byłam pacjentką cudownego lekarza, który pracował w szpitalu na Karowej w Warszawie. Od początku poród miał odbyć się poprzez cc z racji moich wskazań kardiologicznych (leczenie od dzieciństwa, leki na serce i pełna diagnostyka co kilka miesięcy czy schorzenie nie postępuje, do tego nawroty w sytuacjach zmęczenia organizmu, silne duszności itp.), waga bardzo niska (w ciąży przytyłam tylko 7 kg), budowa ciała wykluczająca poród naturalny (duża główka i barki dziecka, wąska miednica u mnie)
8 lutego zgłosiłam się rano na Izbę Przyjęć Szpitala na Karowej. Po kilku godzinach oczekiwania zostałam przyjęta przez przemiłą położną, zbadana, ubrana w piżamę i czekałam na przewiezienie na blok porodowy. Jeszcze na Izbie Przyjęć, tuż przed przeniesieniem na blok przyszła do mnie lekarka i poinformowała, że podważy cc na każdym etapie, bo nie widzi wskazań, żeby nie próbować rodzić naturalnie, a najwyżej zrobi się cc na koniec. Taką też informację wpisała w dokumenty, które razem ze mną trafiły na blok porodowy. Tam było już tylko gorzej.
Każdy lekarz podważał moją chorobę, pytali o kolor i kształt tabletek które brałam na serce, kazali spowiadać się z tego, jak wyglądały badania diagnostyczne... Dodam, że od 18.00 dnia poprzedniego nic nie jadłam, od północy nic nie piłam, a o godz. 14.00 nadal nie miałam kroplówki i nikt nie powiedział mi, że i tak dziś nikt nie zrobi cc, więc żebym coś wypiła lub zjadła. Kobieta w ciąży dobę była bez jedzenia i picia...
Wypisano mnie wieczorem z kłamstwem w dokumentacji — wpisano brak miejsc na cc i wysłano do domu. Na odchodne usłyszałam, że jak zacznie się poród naturalny, to wtedy zapraszają. Mój lekarz, pracujący na innym oddziale i nie mający możliwości ingerowania w plany lekarzy bloku porodowego był zdruzgotany. Podobnie położna, która poznałam w szkole rodzenia. Milcząco z wyrozumiałym spojrzeniem mijała mnie na korytarzu, na koniec dodała tylko, żebym zmieniła szpital i próbowała cesarki gdzie indziej — bo wszędzie zrobią ja bez szemrania.
Ostatecznie rodziłam na Inflanckiej. 10 lutego byłam nadal tak odwodniona, że pielęgniarka nie była w stanie zrobić wkłucia. Lekarz dodał, że nie ma możliwości nawodnienia organizmu bez użycia kroplówki w ciągu doby po takim odwodnieniu, jakie zafundowała mi Karowa.
Dziś jest ciśnienie na porody naturalne, żeby było taniej i żeby statystyki się zgadzały. Bardzo medialny szpital, który szczyci się swoją pozycją, tego samego dnia odmówił cesarki 2 innym pacjentkom iwe trzy spotkałyśmy się na Inflanckiej...
Pomyśleć, że jako wykładowca akademicki traktowałam ten szpital jako miejsce, gdzie będę bezpieczna. Dopiero na Inflanckiej zbadano mi rozstaw miednicy i skontrolowano na USG wielkość główki i ramion dziecka, na Karowej nikt tego nie robił. Na Inflanckiej dowiedziałam się, że zbadanie rozstawu kwalifikuje do cc i musieliby tych cesarek robić wiele, wolą więc naciąć kobietę zmuszając do porodu SN... Ponadto badano mnie kilkukrotnie bardzo nieprzyjemnie - mimo, ze przepisy opieki okołoporodowej zakładają minimalizowanie ilości badań ginekologicznych — nie częściej niż co 2-2,5 h.
Usłyszałam od lekarki, "że skoro tak mnie boli badanie, to jak ja poród przeżyję i że jak się zachodziło w ciążę, to trzeba było o tym myśleć.