Trudno uwierzyć, że procedury i przepisy zabraniają rodzicom być blisko umierającego dziecka. Czy nikt nie rozumie, co dla nich znaczą te chwile z ukochanym maleństwem?
Dlaczego władzom szpitala brakuje empatii, zrozumienia? Jak można w ten sposób potraktować zrozpaczonych i przerażonych rodziców?
Zgodnie z regulaminem, ale nie zdrowym rozsądkiem i sercem
Do tej niezwykle smutnej historii doszło w Lublinie, w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym przy ul. Gębali. 8-latek został tu przywieziony z innego ośrodka w ciężkim stanie. Chłopiec ma raka mózgu, a jego stan, jak potwierdziła w piśmie dla Lublin112.pl rzeczniczka szpitala, jest na tyle poważny, że nie rokuje uzyskania poprawy stanu zdrowia.
"Dziecko jest nieprzytomne, nie nawiązuje kontaktu, wymaga oddechu respiratorowego, dlatego zostało przyjęte do Oddziału Intensywnej Terapii. Proces odchodzenia dziecka może być długi, którego my nie jesteśmy w stanie określić. Zgodnie z regulaminem, który podpisują rodzice dzieci hospitalizowanych w OIT, rodzice mogą przebywać w sali chorych w godz. 12-18, o ile przy innych pacjentach nie są wykonywane nieprzewidziane procedury medyczne ratujące życie. W przypadku nagłego pogorszenia stanu zdrowia pacjenta, personel medyczny Oddziału kontaktuje się z rodzicem, informując o sytuacji zdrowotnej dziecka. Rodzic ma możliwość w takiej sytuacji bycia przy dziecku".
Czy ktoś zapomniał, że tu chodzi o umierające dziecko?
Przepisy szpitalne wyraźnie wskazują, że odwiedziny chorych odbywają się w godzinach 12-18. Rozumiemy procedury i zdajemy sobie sprawę, że przesiadujący całymi dniami ludzie, mogą utrudniać pracę personelowi szpitala. Tu jednak sytuacja jest zdecydowanie inna. Po pierwsze mowa tu o 8-latku, który jest nieuleczalnie chory, po drugie jest w stanie agonalnym i jego bliskie odejście jest nieuniknione.
Dziecko przebywa na oddziale z innymi maluchami, dlatego personel zaznacza, że procedury obowiązują wszystkich rodziców jednakowo. Na słowa mamy, że "rozumie, że są także inne dzieci, ale one nie mają zagrożenia życia i nie są umierające", pani doktor prosi, by "nie stawiać jej w niezręcznej sytuacji, bo lekarze nie chcą łamać regulaminu szpitala". Nie była jednak w stanie zagwarantować zrozpaczonej mamie, że gdy przyjdzie następnego dnia o 12.00, jej dziecko będzie jeszcze żyć.
A gdzie ludzkie odruchy?
Trudno nam zrozumieć postawę lekarzy. Sztywne trzymanie się przepisów i trzymanie pod drzwiami szpitala szalejących z rozpaczy i niemocy rodziców, bez zapewnienia im możliwości wspierania 8-letniego dziecka w ostatnich chwilach życia, wydaje nam się po prostu pozbawione jakichkolwiek odruchów ludzkich. Zasłanianie się dobrem i poszanowaniem godności pozostałych pacjentów, którzy przebywają na tym samym oddziale, nie powinno mieć miejsca, bo myślę, że można śmiało powiedzieć, że wszyscy rodzice wyraziliby zgodę na obecność matki z ojcem przy umierającym dziecku.