Nie brat czy siostra. Twoje dziecko w kimś innym widzi materiał na najlepszego przyjaciela!
Dawid Wojtowicz
23 lutego 2017, 12:15·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 lutego 2017, 12:15
Kto jest ostoją bezpieczeństwa dla dziecka? Ameryki nie odkryjemy, wskazując na tatę czy mamę. A najlepszym przyjacielem? Rodzic to rodzic, więc kandydatów do tej roli musimy poszukać gdzie indziej. Jeśli maluch nie jest jedynakiem, na myśl od razu przychodzi braciszek czy siostrzyczka, zwłaszcza gdy różnica wieku jest niewielka. Proste odpowiedzi nie zawsze są jednak tymi właściwymi, bo jak się okazuje najlepszy przyjaciel dziecka wcale... nie chodzi na dwóch nogach.
Reklama.
Niedowierzający rodzice niech się nie niepokoją – to nie kolejne „mądre” spostrzeżenie rodem z krążących w sieci pseudoporadników o tym, jak wieść sielankę na łonie rodziny. To teza najtęższych i najbardziej uczonych głów, bo z samego Cambridge. Badacze ludzkiego umysłu, po wnikliwych obserwacjach 77 rodzin, stwierdzili, że nasze pociechy czerpią największą radochę, obcując z psami, a nie z rodzonym bratem czy siostrą!
– Wsparcie, jakie otrzymują dzieci od zwierząt, może mieć znaczenie dla ich dobrego samopoczucia w późniejszym życiu – dzieliła się swoimi wnioskami dr Nancy Gee. Czym jednak tłumaczyć rzeczywistość, w której najmłodsi członkowie rodziny bardziej „znajdują wspólny język” z czworonożnymi domownikami niż ze sobą nawzajem?
Pani doktor Matt Cassells ma jasną diagnozę: "zwierzęta nie mogą nas do końca zrozumieć ani odpowiedzieć, co może być zaletą, gdyż oznacza, że nas nie oceniają". Ale każdy, kto pod jednym dachem chowa zarówno własną pociechę, jak i przedstawiciela tzw. "mniejszych braci", pewnie z autopsji wie, że za miłością malców do piesków stoi coś więcej niż tylko fakt, że poczciwy pupil nie wyśmieje, nie zabierze na złość ulubionej zabawki czy nie przełączy kanału na fajniejszą w jego mniemaniu kreskówkę.
Nie trzeba być Freudem, by zauważyć, że dzieci kochają psy, a psy kochają dzieci. Dowodów na to, że czworonogi to wspaniali towarzysze, a pielęgnowane z nimi więzi korzystnie wpływają na społeczny i emocjonalny dobrostan młodego człowieka, mamy pod dostatkiem. Nie bez kozery coraz większym wzięciem i zaufaniem cieszy się tzw. dogoterapia, której bohaterami są właśnie psiaki wkładające całe swoje wierne serce w pomoc ludziom, zwłaszcza dzieciom.
Co – niezależnie od stanu zdrowia – zyskują dzieci, mając za towarzyszy zabawy czworonożnych przyjaciół? Psy, jak mało które zwierzaki, uczą wrażliwości (ach ten błagalny wzrok, który nie mniej rozmiękcza serca niż słodkie oczęta Kota w Butach ze „Shreka”) i odpowiedzialności (widok pałaszującego ze smakiem pupila wynagradza wszak wszelki trud). Nie ma lepszych od nich powierników – nigdy nie zdradzą powierzonej im tajemnicy, ale też nigdy się nie obrażą.
Do psa w każdej chwili można się przytulić, zawsze znajdzie dla innych czas i z byle powodu nie odtrąci swojego małego pana (czy panią), bo w pełni go/ją akceptuje. A w jego obecności nagromadzony stres rozpływa się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przede wszystkim jednak psy wnoszą wiele pozytywnej energii w nasze cztery kąty, radości, której beneficjentami są szczególnie najmłodsi domownicy.
Nie można jednak powiedzieć, że temat relacji między dziećmi a psami został przewałkowany przez “mędrca szkiełko i oko”. Wbrew pozorom nie znajdziemy wielu poświęconych temu zagadnieniu prac, przynajmniej tych otoczonym nimbem wiarygodności. To, co dla nauki jest jednak dopiero nowym odkryciem, dla twórców filmów animowanych jest już od dawna czymś jasnym jak Słońce.
Ręka w górę, kogo dziecko nie ciągnęło do kina na bajkę ze zwierzakami w roli głównej. Gdzie jak gdzie, ale w kronice filmowej znajdziemy naprawdę kilka perełek, których wybitnie pozytywnymi bohaterami są dzielne psiaki kochające dzieci i zdolne dla nich do największych poświęceń. Tak jak owczarek niemiecki Chester, który we wzruszającej scenie w klasycznej animacji “Wszystkie psy idą do nieba” z 1989 roku oddaje życie za sierotkę Anne-Marie, którą obdarzył miłością.
Disneyowski “Piorun” (2008) przedstawia przygody grającego w hollywoodzkim serialu psa, który bez chwili zastanowienia rusza na ratunek (a przynajmniej tak tylko myśli) swojej właścicielce i najlepszej przyjaciółce – trzynastoletniej Penny. A w wyreżyserowanym przez Tima Burtona “Frankenweenie” (2012) miłość małego geniusza Victora do swego wiernego bulteriera Sparky’ego jest tak wielka, że chłopiec... wskrzesza ukochanego pupila. Ten później odwdzięcza mu się równie wielkim sercem, dając przy tym świadectwo ogromnego heroizmu.
Spędzać ze sobą czas uwielbia też inna filmowa para: kilkuletnia Pola Martin i jej uroczy piesek rasy beagle występujący w filmie “Ozzy” (polska premiera lada dzień, bo 03.03.2017). Tytułowy czworonóg, główny bohater bajki, jest nieodłącznym towarzyszem swojej młodej pani. Razem bawią się frisbee, urządzają osiedlowe rajdy na deskorolce i doprowadzają do szewskiej pasji (niechcący) sąsiada. Ba, nawet szlaban nie powstrzymuje Poli przed wyjściem ukradkiem na dwór, aby pobawić się z ukochanym Ozzym.
Pewnego dnia rodzice dziewczynki, autorzy poczytnego komiksu o “Superpsie” (dla którego modelem jest nie kto inny, a Ozzy) otrzymują zaproszenie do Japonii na konwent twórców tej sztuki. No i pojawia się nie lada problem, bo czworonożny pieszczoch rodziny nie może lecieć (ach, te przepisy). Trzeba go z kimś zostawić, co oczywiście nie w smak Poli.
Ostatecznie państwo Martinowie oddają Ozzy’ego pod opiekę “Psiego Raju”, luksusowego spa dla psów. Córka kręci nosem i podchodzi z nieufnością do wygadanego właściciela ośrodka. I słusznie, bo tuż po tym, gdy Pola przez szybę odjeżdżającego samochodu żegna smutnym wzrokiem swego towarzysza zabaw, żywiołowy psiak dosyć szybko odkrywa ponurą prawdę o “hotelu dla psów”. Jaką? O tym najlepiej przekonać się samemu, zabierając na seans oczywiście dzieci (dla Ozzy’ego zapewne przeżyją kilkugodzinne rozstanie ze swoimi domowymi pupilami).
Na wciągającą opowieść o Ozzym wpadli współtwórcy Disney’a, marki, której żadnemu rodzicowi szukającemu dobrych bajek dla swoich dzieci przedstawiać chyba nie trzeba. Animatorzy z kilku niezależnych studiów filmowych połączyli siły, aby dać światu kolejny psi wzór do naśladowania! Bo ekranowy beagle odnajduje w sobie superbohatera gotowego pomagać towarzyszom niedoli. Koniec końców, to właśnie przyjaźń, ale też tęsknota za Polą i jej rodzicami dadzą mu siłę wykaraskać się z niejednych opałów.
Bo w końcu gdzie jak nie w bajkach dzieci znajdą lustrzane odbicie swoich własnych relacji z przyjaciółmi, zarówno tymi chodzącymi na dwóch nogach jak i czworonożnymi. I wcale nie muszą między nimi wybierać. Kto przecież powiedział, że pies czy inne domowe zwierzaki nie mają w sobie mocy, by zacieśnić więzi między mieszkającymi pod jednym dachem pociechami?
Artykuł powstał we współpracy z Dystrybucja Mówi Serwis