Gdzie, jak nie w pracy?
Jest środek sierpnia. Piękny, słoneczny dzień, w jednej z nadmorskich miejscowości. Wchodzę do domu znajomej, od której miałam pożyczyć kilka kartonów do przeprowadzki. Dzwonię do drzwi, ale nikt nie odpowiada. Nieśmiało pociągam za klamkę – otwarte.
Dzień dobry? - zaczynam od progu. Z głębi domu dochodzą mnie jakieś głosy. Idę więc dalej, niepewnie powtarzając pytanie. W salonie czeka na mnie niespodzianka. Dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka w okolicach 5. i 7. lat siedzą wpatrzeni w telewizor.
Gdzie wasi rodzice? - pytam od razu.
W pracy. A gdzie mają być?
(Nie)równy układ
Dzieci takich jak te są tysiące. Kuszeni trendem partnerskiego układu, rodzice decydują się na to, że oboje pójdą do pracy. Opieka nad dziećmi zostaje więc zrzucona na dziadków, którzy często nie poczuwają się do obowiązku
wychowania wnuków. Dziadkowie są przecież po to, aby rozpieszczać, a nie wychowywać.