Reklama.
Przypomnijcie sobie czasy szkolne. Czy często nie chciało się Wam iść do szkoły? Sprawdzian? Egzamin? Kartkówka? Dyktando? Jakie mieliście wtedy sposoby na unikanie szkoły? Choroba? Sztucznie nabite 38 stopni, poprzez włożenie termometru do kubka herbaty? Na pewno szukaliście sposobów żeby opuścić lekcje i wymigać się od obowiązków. Nie wspomnę już o wagarach, gdy żadne legalne środki nie działały na rodzicielskie decyzje.
Joasia jest sympatyczną i grzeczną uczennicą. Gdy poszła do pierwszej klasy miała 7 lat. Wszystko układało się dobrze, dziewczynka miała nienaganną opinię i dobre oceny. Problem powstał w połowie roku, po pierwszym semestrze.
Pewnego dnia, rano, Joasia odmówiła pójścia do szkoły. Tłumaczyła się złym samopoczuciem i przeziębieniem. Udało się. Rodzice uwierzyli. Kolejny dzień i następny też się udawało. Przecież Joasia była zawsze prawdomównym dzieckiem, więc rodzice nie mieli żadnego powodu by wątpić w jej udawaną chorobę. Tylko ile można udawać.
Gdy czwarty dzień z rzędu Joasia odmówiła pójścia do szkoły, rodzice zaczęli coś podejrzewać. Ich myśli krążyły wokół lekcji, sprawdzianów i ewentualnych problemów z rówieśnikami. Z czasem wyjścia do szkoły były okupione płaczem i błaganiem o zostanie w domu.
Joasia symulowała bóle brzucha i głowy. Była coraz częściej rozdrażniona i niespokojna. Zaczęła się wycofywać z relacji rówieśniczych, a w kontaktach z nauczycielami była wycofana lub zupełnie odwrotnie, agresywna. Nikt nie mógł dojść przyczyny tych zachowań i ich bezpośredniego źródła. Na szczęście rodzice Joasi w porę udali się do psychologa i dowiedzieli się, że...
Nieleczona fobia szkolna może w dorosłym życiu przenieść swoje źródło na pracę, powodując tym samym niechęć do wychodzenia z domu i brak możliwości rozwoju zawodowego oraz kontaktów społecznych.