Każdy człowiek ma lub będzie miał w swoim życiu jakiś „wielki dzień”. Dla niektórych jest to ukończenie studiów, dla innych ślub czy oświadczyny. Sfotografowania i nakręcenia tych dni podjął się James Day, fotograf, prowadzący w serwisie Youtube kanał „Big Day Of”. Pewnego dnia, dostał jednak zlecenie, które na zawsze pozostało w jego pamięci…
Tymi słowami zaczyna się film pokazujący wielkie i ostatnie chwile małego Edisona. Chłopca, który urodził się z niezwykle rzadką chorobą metaboliczną. Jego wielkie dni miały być jedynymi dniami na świecie, dlatego jego rodzice poprosili Jamesa o pomoc. Chcieli mieć pamiątkę po swoim ukochanym synku.
Choroba chłopca została zdiagnozowana w trzeciej dobie jego życia, w piątej odłączono respirator, który za niego oddychał. Edison miał umrzeć zaraz po odłączeniu sprzętu.
Małżeństwo wspomina też, że starali się, aby dni spędzone z chłopcem były pełne śmiechu i czułości. Kiedy robiło im się smutno, przypominali sobie nawzajem, że czas, który mogą spędzić z chłopcem to cud, który powinni jak najlepiej wykorzystać.
Rodzice postanowili opublikować film z dwóch powodów. Po pierwsze, chcieli oni podzielić się z innymi ludźmi tym, co nauczył ich tydzień z synkiem. Miłości nie można odkładać na później, trzeba cieszyć się każdą chwilą, którą daje nam życie. Mały Edison miał tych chwil niewiele, ale dzięki uczuciu jakim darzyli go rodzice, przeżył je najlepiej jak mógł.
Drugim powodem było podziękowanie personelowi medycznemu ze szpitala, który zajmował się chłopcem i urządzenie zbiórki na jego cel. Nancy i Charlie McLean bardzo chcieli, żeby tragedia, która ich spotkała zostawiła po sobie coś dobrego.
Oglądając film z ostatnich chwil życia chłopca, trudno nie uronić łzy, jednak świadomość, że jego życie chociaż niezwykle krótkie, było wypełnione miłością daje chociaż odrobinę pocieszenia...
Nie wiem co powiedzieć… Dostałem rano telefon od Nancy i Charliego, że ich dziecko umiera i chcą żebym przy nich był i uwiecznił jego ostatnie chwile.
Nancy & Charlie McLean
Okazało się, że nasz mały wojownik miał inny pomysł. Zaczął samodzielnie oddychać i dał nam jeszcze dwa piękne dni, podczas których mogliśmy się nim cieszyć, zabrać go na piknik na plaży i przez całą dobę leżeć z nim w ramionach w naszym domu. Nasz aniołek opuścił świat o 22:25 siódmego dnia. Zabrakło mu trzech godzin, żeby przeżył z nami cały tydzień.
Trudno jest znaleźć cokolwiek pozytywnego w utracie dziecka, ale Edison dał nam piękną lekcję, którą chcemy się podzielić. Celebrujcie każdy moment, który spędzacie z najbliższymi. Kochajcie ich tak, jakby to były wasze ostatnie chwile razem. Nigdy nie zwlekajcie.
Mogliśmy spędzić tylko siedem dni z naszym synkiem, ale cieszymy się, że podczas tego tygodnia jedyne czego zaznał to nasza ogromna miłość.