Co jest najważniejsze w życiu? To, by pozostać w zgodzie z własnymi wartościami i realizować własne marzenia. Iza kiedyś tak właśnie myślała. Dzisiaj uważa, że była naiwna. I żałuje.
Iść własną drogą
Iza wchodziła w dorosłe życie z głową pełną marzeń. Właśnie szaleńczo zakochała się w Łukaszu, dla którego porzuciła swojego dotychczasowego partnera Tomka. Jej decyzja zszokowała wszystkich. Tomek był młodym, świetnie zpowiadającym się prawnikiem z zamożnej rodziny. A Łukasz? Student filozofii, nie pracujący, bo właśnie był skupiony na pisaniu pracy magistersiej.
- No i co z tego, że nie miał pracy? Że nie był prawnikiem? Życzę Tomkowi jak najlepiej, ale to Łukasz rozumiał mnie jak nikt inny. Jeszcze nigdy nie znałam drugiej tak inteligentnej osoby – tłumaczy Iza. I nie przesadza, z Łukaszem godzinami można było rozmawiać o literaturze, polityce, wszystkim tym, co ważne. W dodatku był czarujący, miał wspaniałe poczucie humoru, był duszą towarzystwa. Swoją elokwencją na głowę bił facetów jej koleżanek. Nie, chociaż Tomek był wykształcony, inteligentny i obyty, nie miał tego czegoś. Wiedziała, że większość jej koleżanek wybrałaby Tomka, ale ona zawsze wolała chadzać własnymi drogami.
Również w kwestii wyboru kariery zawodowej Iza wykazała się sporym indywidualizmem. Większość jej znajomych zabiegała o pracę w korporacjach i urzędach. Ona zrobiła to, o czym marzyła od dawna: założyła fundację działającą na rzecz rozwoju jej dzielnicy. Dostała małą dotację z Unii Europejskiej, na początek wystarczało. A po godzinach dorabiała drobnymi tłumaczeniami. Była spełniona i szczęśliwa.
Iza i Łukasz wzięli kameralny ślub, zamieszkali w kawalerce po babci Łukasza, byli szczęśliwi. - Owszem, korzystaliśmy ze wsparcia finansowego rodziców moich i jego. Tłumaczyliśmy sobie, że jak fundacja się rozwinie, będą środki na prawdziwe pensje, a gdy Łukasz skończy studia, poszuka pracy – opowiada Iza.
Wolna i szczęśliwa. Do czasu
Nie było im łatwo, ale byli szczęśliwi, przynajmniej przez pierwsze dwa lata małżeństwa. Potem zaczął niepokoić ją fakt, że lata mijają, a Łukasz ani nie kończy studiów, ani nie zabiera się za szukanie pracy. Czasem dorabia stojąc za barem w pubie kolegi, to wszystko. A ona? Zaczęła już wątpić, że fundacja się rozwinie i rozszerzy działalność. – Nie mogę powiedzieć, że żałuję założenia fundacji. To była ważna inicjatywa, spełnienie moich marzeń. Ale okazało się, że z tego nie da się wyżyć – wyznaje Iza. Zaczęła więc szukać stałej pracy. Skoro jej koleżanki mogą mieć wysokie stanowiska, zarabiać dobre pieniądze, to dlaczego nie ona? Przecież była nie mniej wykształcona, pracowita, utalentowana.
Szybko jednak okazało się, że jest duża różnica między nią a koleżankami. Chociaż sama ceniła sobie swoje doświadczenie związane z prowadzeniem fundacji, rekruterzy nie brali go na poważnie. Mogła co najwyżej liczyć na niskie, szeregowe stanowisko na umowie śmieciowej. Co miała zrobić? Wzięła pracę poniżej swoich możliwości.
Iza coraz bardziej czuła, że z jej życiem jest coś nie tak. Do tej pory czuła się wolna, czuła, że podąża własną drogą. Była przecież wolna od korporacji, kredytów, wypełniania oczekiwań innych ludzi. A teraz? – Jestem po trzydziestce. Mieszkam w kawalerce męża, z którym chcę się rozwieść. Nie mam żadnej zdolności kredytowej, żadnych oszczędności, żadnej pozycji zawodowej – żali się.
Bo jest już coraz bliższa decyzji o rozwodzie. Łukasz o jej pracy wypowiada się tylko źle, jednak sam nie robił nic, by poprawić ich sytuację finansową. Denerwowuje się, gdy zmęczona pracą nie ma siły oglądać z nim ambitnego kina przez pół nocy. Że stała się taka, jak jej koleżanki z korporacji.
"Chciałam być szczęśliwa, źle wybrałam"
Dopiero teraz zaczęło ją boleć, że koleżanki, które kiedyś krytykowała, mają własne mieszkania, samochody. Ona z trudem mogła sobie pozwolić na miesięczny bilet komunikacji miejskiej. Urlop? Zawsze marzyła o podróżach, oczywiście jej i Łukasza nigdy nie było na nie stać. Dziecko? To już nawet nie była kwestia tego, że nie mieli pieniędzy i warunków w kawalerce Łukasza. On nie chciał dziecka, mówił, że to za bardzo ograniczyłoby jego wolność. A ona przestała już marzyć o wolności, pragnęła jedynie odrobiny poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji.
Pewnego wieczora, gdy wracała z pracy, spotkała na ulicy Tomka. Przywitali się, zamienili kilka słów, poszli na kawę. On teraz był uznanym prawnikiem, miał rodzinę. Z dumą pokazywał jej zdjęcia swoich dzieci. Z uśmiechem obejrzała je, pogratulowała. I koloryzowała opowiadając, jak szczęśliwi są z Łukaszem. – Bo co miałam powiedzieć? Że moje życie jest jedną wielką porażką? I rozstanie z nim było moim największym błędem?
- „Podążaj za marzeniami”, „Znajdź swoją własną drogę” – uwielbiamy takie slogany. I historie tych, którzy wybrali w życiu inaczej niż wszyscy i odnieśli sukces. Ciekawe tylko, ilu takich nieudaczników jak ja przypada na jednego takiego człowieka sukcesu – żali się bez ogródek – Czasem naprawdę warto w życiu wybrać to, co bezpieczne i praktyczne. Gdybym mogła wybierać jeszcze raz, inaczej pokierowałabym moim życiem. Być może byłoby przeciętne, ale za to udane.