
Idea nie jest zła, w Polsce naprawdę jest zbyt wiele cesarskich cięć. Niestety popadanie ze skrajności w skrajność, czyli od nadmiernej ilości cc do promowania tylko jedynego i słusznego porodu naturalnego, jest niepokojące.
Podmioty te zobowiązane są do osiągnięcia określonego w umowie wskaźnika porodów fizjologicznych do porodów zakończonych cesarskim cięciem, w zależności od poziomu referencyjnego jednostki w granicach od 35-40% do 60-70%. Za osiągnięcie takich wyników, czyli przekonanie lub zmuszenie możliwie największej liczby kobiet do porodu naturalnego podmiot taki otrzyma premię, w postaci 4% większej wyceny świadczeń w ramach KOC.
I tu właśnie pojawiają się wątpliwości. Bo takie rozwiązanie może rodzić patologię. Wszystko zaczęło się niestety od mody na "cesarkę na życzenie", zaczęło bowiem panować przekonanie, że każda ze wskazaniem do cc to oszustka, pragnąca mieć cesarkę na życzenie.
Może cię zainteresować także: "Proszę próbować cesarki gdzie indziej". Zmuszane, by rodzić naturalnie. Za wszelką cenę
Promowanie porodów naturalnych nie jest złym pomysłem, trzeba tylko znaleźć inne rozwiązanie. Może gdyby każdy szpital miał w standardzie znieczulenie, więcej kobiet decydowałoby się na poród siłami natury? Może gdyby rzetelne informacje o wadach i zaletach obu rodzajów porodu przekazywane były w mediach, w szkołach rodzenia, w czasie wizyt lekarskich, czy przez położne, to kobieta miałaby większą wiedzę i mogła przeprowadzić dogłębną analizę?
Może cię zainteresować także: "Przeciągali poród o kolejne dni, bo szpital wyczerpał limit na cc w tym miesiącu". To cud, że to dziecko żyje