Są małżeństwem od czterech lat, zaręczyli się bardzo szybko, bo już po pół roku znajomości. Ślub planowali dokładnie i szczegółowo, a wszystko było jak bajce. I w dodatku rozsądnie i po kolei – studia, praca, ślub, dziecko.
„Kiedyś kochaliśmy się kilka razy w tygodniu. Nie mieliśmy oporów, szukaliśmy, eksperymentowaliśmy, cieszyliśmy się sobą i naszą bliskością. Dzisiaj nie wiem już co zrobić, co wymyślić, by tylko poprawić nasze relacje, seks mnie przerasta.” Kiedyś, czyli przed urodzeniem dziecka – tak w krótkiej rozmowie Agnieszka podsumowała swój problem.
Są małżeństwem od czterech lat, zaręczyli się bardzo szybko, bo już po pół roku znajomości. Ślub planowali dokładnie i szczegółowo, a wszystko było jak bajce. I w dodatku rozsądnie i po kolei – studia, praca, ślub, dziecko. Wszystko to z mężczyzną jej marzeń, tylko pozazdrościć. I ludzie faktycznie im zazdrościli – „Między nami było widać chemię. Czuliśmy ogromny pociąg do siebie – czasem nawet zastanawiałam się, czy nas przypadkiem nie łączy tylko seks. Rozumieliśmy się doskonale i czuliśmy, że spotkało nas niebywałe szczęście.”
Rok po ślubie zaszła w planowaną ciążę Starali się dość długo, ale okres ten wspomina jako jeden z najfajniejszych w jej życiu. Źle zaczęło się dziać dopiero pod koniec drugiego trymestru – „Czułam się po prostu źle. Właściwie przestaliśmy się kochać. Ale nie widziałam w tym niczego niepokojącego – po prostu taki okres w naszym życiu nastał i trzeba to jakoś przetrwać. Choć zaczęły pojawiać się kłótnie, początkowo z powodu bzdur, potem już nerwowa atmosfera opanowała całe nasze wspólne życie.”
Podobno seks w związku nie jest najważniejszy
Podobno można nie kochać się przez bardzo długi okres czasu i nie mieć z tym problemu. Dopóki jest dobrze to jest dobrze, taka prawda i dobrze przekonała się o tym Agnieszka. „Jeżeli w łóżku coś nie gra, partnerzy są sfrustrowani to awantury rozgrywają się na każdym polu. Wszystko tłumaczyłam sobie hormonami ciążowymi. Liczyłam, że urodzę i wszystko minie.”
Okazało się jednak, że do rozpadu małżeństwa doprowadziło… karmienie piersią. Czynność, wydawać by się mogło, najbardziej naturalna na świecie – „Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy chcę karmić piersią, było to dla mnie po prostu oczywiste.” Po porodzie najpierw przyszło zmęczenie, wynikające z nadmiaru obowiązków. Potem, gdy skończył się połóg, a życie w domu w miarę ustabilizowało mąż Agnieszki zaczął coraz częściej mówić o swoich potrzebach seksualnych. Ale ona nie miała ochoty na żadne igraszki.
Mówi, że nie podobało jej się odbicie w lustrze, bo w ciąży dużo przytyła. Najbardziej ucierpiały na tym piersi – „To są wymiona, które z godziny na godzinę zmieniają swoją objętość. Raz nabrzmiałe i gigantyczne, a za chwilę już obwisłe i śmierdzące mlekiem, gdy tylko skończę karmić dziecko.”
Wchodzę na forum poczytać, co na ten temat mówią inne kobiety. Znajduję jedną, drugą, ósmą i dwudziestą piątą wypowiedź w tonie „karmienie piersią zrujnowało moje życie seksualne”.
Myślę sobie – no dobra, wygląd to wygląd, można coś z tym zrobić, nawet poddać się operacji w akcie desperacji. Co z resztą proponuję Agnieszce, a nuż jakoś ją to podniesie na duchu, ale ona idzie o krok dalej – „Tu nawet nie chodzi o to, że te moje piersi są obrzydliwe. One po prostu przestały być dla mnie intymną częścią mojego ciała.”
Karmienie w miejscu publicznym, ciągły widok dziecięcej buzi przy piersi sprawił, że Agnieszka nie wyobraża sobie, aby mężczyzna mógł dotykać jej biustu w kontekście seksualnym. Wydaje jej się, że to byłoby po prostu niesmaczne, niestosowne. Zupełnie inne podejście ma jej mąż, który ten biust pożera wzrokiem, co oczywiście doprowadza Agnieszkę do szału.
„Często mam nadmiar pokarmu, moczę bluzki. Czasem zastanawiam się, że przecież gdyby ten facet położył się na mnie, to mleko tryskałoby na wszystkie strony. To takie obrzydliwe” – dodaje. Jak to jednak zwykle bywa – doszło w ich domu do dyskusji na ten temat. Agnieszka raczej nie spodziewała się, co kryje się za postawą jej męża – „Podnieca mnie sam widok, jak karmisz, mam pewne fantazje w tym klimacie…”
Ona sama uważa to za dewiację. Mówi, że karmienie piersią zniszczyło nie tylko jej ciało, ale także związek. Zastanawiam się, jak wiele jest kobiet, które przechodzą to samo co ona? I dlaczego nie mówimy o tym głośno? Agnieszka ma 31 lat i jest mamą 2-letniej Zosi. Nie współżyje z mężem od niespełna 3 lat.
Jak mizna oszukiwac ze dlugosc karmienia nie wplywa na piersi???oszukujecie inne kobiety i takue bledne kolo powstaje.bo logiczne ze im dluzej piers jest pelna a potem pusta tzn ze rozciaganie skory trwa miesiac rk czy dwa.i oczywiste ze im dluzsze rozciaganie tym piers b obwisla.przykra jest ta obluda wciskajacych kity o pieknych piersiach po rocznym lub o zgrozo dluzszym karmieniu