Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1K0nHjg]Jonny Hughes[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1K0nHjg]Jonny Hughes[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]
Reklama.
Dziś mówi: – Myślałam: „To moja wina". Jestem za młoda, za słaba psychicznie, nie mam autorytetu. Gdzieś popełniam błąd. A potem rozmowy w pokoju nauczycielskim: „Ta klasa to koszmar", „Bez rewolwera nie podchodź. Co się dzieje z tymi dziećmi? Co się dzieje z rodzicami? Dlaczego agresję nazywają umiejętnością walki o swoje? Dlaczego mówią dziecku: „Twój nauczyciel to piz…, nie przejmuj się".
Agata. : W torbie nosi hydroksyzynę. Drążą jej ręce. Najgorzej jest w weekend. Sama myśl o poniedziałku: dreszcze. Jeszcze miesiąc, byle do wakacji. Potem odchodzi ze szkoły. Nie ze szkoły beznadziejnej, w małej miejscowości. Z jednej z lepszych szkół w dużym mieście. Wysoko w rankingach, ceniona.
Opowiada: – Klasa. Większość chłopaków. Wyrośnięci. Testosteron i adrenalina w powietrzu. Kilka zahukanych, grzecznych dziewczynek i jedna liderka. 13 lat, długie tlenione włosy, piersi, kręcenie biodrami, makijaż. „Lolitka" pomyślałam, jak ją zobaczyłam. Obcisłe spodnie, wystające stringi. Chłopcy przez całą lekcje chichoczą: „Miau, ale cipeczka". Po klasie krążą karteczki. „Popchnąłbym ją dziś w d...". Łapię jedną z nich. Myślę: „Nie będę rozkręcać awantury, to upokarzające i dla nich, i dla mnie". Na przerwie proszę Anię, żeby została. „Aniu, nie ubieraj się tak do szkoły….". Ania żuje gumę, patrzy w podłogę. „Aniu…" powtarzam. Znudzone „Dobrze". Tego samego wieczoru maile: „Zazdrościsz jej macioro, bo sama masz wielką d….". „Odpier... się od naszej Anki".
logo
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1FTapn3]Blink Ofanaye[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by-nc-sa/2.0/]CC BY-NC-SA[/url]
„Może autor chciał się bzykać?"
Początki nie były złe. To ambitne dzieci, inteligentne. Pomysłowe. Ale nie respektujące żadnych zasad. Jeden z chłopców w trakcie lekcji wyciąga kanapki. Mówię: „Nie jemy podczas lekcji". On: „A kto mi zabroni". Wzywam matkę. Proszę i tłumaczę. Ona: A czy może pani respektować wolność mojego syna?!
Trudno pracować z dziećmi, które uczą się od rodziców: szanuj tylko siebie, walcz, mów co chcesz, nikt nie ma prawa cię ograniczać.
Początek lekcji. 10 minut uciszania, a potem 15 sprawdzania obecności. Bo trwa kabaret. Temat X. „Co autor chciał przez to powiedzieć". W klasie rechot: „Może chciał się bzykać?" „Może się naćpał i bredził?". „Czy mogę prosić o ciszę?" pytam. Znów rechot: „Prosić zawsze możesz, s...".
Rozmawiam z innymi nauczycielkami. Obwiniam się. „Kochana, mój ośmiolatek napisał na tablicy – ch... i d.... Wzywam rodziców. A pani nie umie sama wytłumaczyć, ze słowa ch... i d... są normalne?" – słyszę. Tłumaczę; „Może normalne, ale z jakiś powodów ludzie nie chodzą bez majtek. Ja im to wytłumaczyłam. Teraz proszę państwa. Oni nie mogą się tak zachowywać". Wzruszenie ramion.
logo
Fot. Flickr / [url=http://bit.ly/1KDLiHH]Vlastimil Ott[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/]CC BY-SA[/url]
„No taki wiek" słyszę.Proszę o spotkanie z naszą dyrektorką. Brak wsparcia. „Pani klasa jest wyjątkowo rozwydrzona, rozumiem. Rodzice są straszni, wiem. Ale pani musi umieć radzić sobie z tym sama. Potrzeba siły, stawiania granic. Przecież nie rozwiążę klasy". To tyle. Żadnej innej pomocy.
Tak, zgadzam się. W klasie jest lider. Kuba. To on dyktuje warunki. Rodzice po rozwodzie. Walczący ze sobą. On po środku, bezradny. Przecież ja to widzę. Pośrodku lekcji dostaję samolotem z papieru w plecy. „Zamilcz, kur…". Po lekcji pękam, jestem okrutna. „Kuba, bardzo cię boli, że twoi rodzice się tobą nie zajmują?". Nie powinnam. Kuba ma łzy w oczach. Czuję się podła. A potem myślę: to nie dziecko, to potwór. Ale w gruncie rzeczy wiem, że to tylko dziecko.
Spokojne dziewczynki nie mogą się uczyć, bo chłopcy na lekcji bekają, śmieją się, tarzają po podłodze. Wyrzucam ich z klasy, grożę jedynkami, wpadają rodzice: „Niech pani znajdzie inne metody, to skandal". „Debilka, a nie pedagog".
Kolejne spotkania z psychologiem szkolnym. Dzieci wbijają wzrok w buty, żują gumę. A potem rozpadają się przy mocniejszych pytaniach psychologa. O miłość, rodzinę, samotność. Albo reagują agresją. Jedna z matek: „Czy pani jest popie....ona, że wypytuje syna o męża?". A psycholog o nic nie wypytywała. Chciała tylko zrozumieć skąd u chłopca taka agresja.
Rodzice, gdzie jesteście?
Rodzice, gdzie jesteście z tym waszym brakiem miłości? Zajęciem sobą, narcyzmem? Gdzie? Rodzice mówią: To nauczyciel musi mieć autorytet i dać radę.
A ja się pytam: Jak mamy dać radę, jak nie stawiacie im granic? Bo jesteście zajęci, zmęczeni pracą, bo was nie ma, rozstajecie się. I w porządku. Ale proszę, weźcie też za swoje dzieci odpowiedzialność. Bo to jest cholernie niesprawiedliwe! Nauczcie wasze dzieci, że ważne są zasady. Jak one mają poradzić sobie w świecie, kiedy myślą, że mogą wszystko i zawsze? Bo mogą. Nie kochacie ich jak trzeba, więc pozwalacie na wszystko, żeby uśpić wyrzuty sumienia.
Jedna z dziewczynek podchodzi do mnie: „Niech pani się nie złości na Maćka. Tata od nich odszedł, mama wciąż pracuje. Jego życie to gry komputerowe".
Agata: „Pamiętam reportaż o przemocy w szkole. Matematyczka z wrocławskiego liceum leży na OIOM- ie. Podłączona do kroplówki, liczne opatrunki. Uczeń zaatakował ją siekierą, straciła palce u rąk. Sąd skazał go na kilka lat więzienia. Chociaż był nieletni, za czyn odpowiadał jako dorosły.