Bulwersujące zadanie domowe dla pierwszoklasistów.
Bulwersujące zadanie domowe dla pierwszoklasistów. Fpt. Screen z dziennika VG.no / http://bit.ly/1ziUYCL
Reklama.
Wszystko zaczęło się od słonia…
Zadanie do wykonania niczym nie odbiega tego w polskiej czy jakiejkolwiek innej szkole - wypisać słowa zaczynające się na literę “E” zilustrowane na obrazku. Niby nic wielkiego, a jednak większość rodziców podczas odrabiania z dziećmi lekcji szeroko otworzyła oczy.
logo
Obrazki z zadaniem domowym dzieci miały wklejone w zeszyty. Fot. Screen ze strony VG.no / http://bit.ly/1vGhbXM
Niektórzy interpretują obrazek jako “siusianie słoniowi w trąbę”, inni widzą bardziej zaawansowany seksualnie przekaz. I choć pierwszoklasiście daleko do takiej interpretacji, to bez wątpienia na rysunku można znaleźć więcej międzynarodowych na słów “E” - erekcja (ereksjon), ejakulacja (ejakulasjon).
logo
Bulwersująca ilustracja. Fot. Screen ze strony VG.no / http://bit.ly/1vGhbXM
Odnoszę wrażenie, że potem było już tylko gorzej. Kolejne ilustracje autorki Henriflette nie ustępują charakterem pierwszemu rysunkowi. O ile nagość człowieka nie budzi w dzieciach tylu kontrowersji co wśród dorosłych, zastanawiający jest cały kontekst sytuacyjny malowideł. Od razu nasuwa mi się pytania: dlaczego ktoś przytrzasnął sobie penisa drzwiami od szafy i czy odbiorcą rysunku o masturbacji i ptakach powinno być dziecko?

Ilustracje autorstwa Henriflette

Równie szokująca okazała się odpowiedź norweskiego ministra edukacji, który choć pochwalił czujność rodziców i przyznał, że zadanie z takimi rysunkami jest nieadekwatne do wieku dzieci, dodał również, że cała sprawa to robienie "burzy w szklance wody".
Torbjørna Røe Isaksena
norweski minister edukacji

Może to właśnie my, dorośli, najbardziej reagujemy negatywnie na widok tego obrazka, bo myślimy inaczej, niż dzieci Czytaj więcej

Dyrekcja szkoły przeprosiła za niefortunne materiały, na które podobno nikt z nauczycieli nie zwrócił większej uwagi.
Skandynawskie golasy w polskich księgarniach
Wątpliwego przesłania obrazki nie są odosobnionym przypadkiem wśród skandynawskiej grafiki. W polskich sklepach od kilku lat dostępna jest "Mała książka o kupie", która zadziwia rodziców - ja, na swoje nieszczęście, ową książkę zakupiłam. O ile temat jest ważny i nie należy przesadnie doszukiwać się w nim demona, to jego rozwinięcie mocno odbiega od tytułowej kupy.
logo
"Mała książka o kupie" Fot. Hanna Szczygieł
Oprócz wszystkiego, co wiedzieć dziecko powinno o kupie, autor umieścił wiele zaskakujących pomysłów i ilustracji. Mnie wciąż frapuje, czy koniecznie do puszczania bąków trzeba nago skakać po łóżku przed widownią?
Bez wątpienia polscy rodzice mogą wyciągnąć z całej tej historii jeden wniosek - za wszystkimi zarzutami wobec bezpłatnego elementarza w polskich szkołach, nie stoi nic równie abstrakcyjnego jak norweski "słoń". Może więc nie jest najgorzej.