Scena z rozgrywającego się konfliktu między Izraelem a Palestyną: mała dziewczynka, w wieku mojej córki może, stoi brudna, zapłakana, kompletnie straumatyzowana. Przy niej pochyla się ratownik, próbuje z nią rozmawiać? Rozśmieszyć? Nie wiem tego, widzę tylko pustkę w oczach tego dziecka.
Przez kolejne dni, kiedy zamykam oczy, widzę tylko jej twarz wyrażającą bezgraniczne cierpienie.
Stan przetrwania
Oto główny powód, dla którego rezygnuję z "bycia" w mediach społecznościowych. Nie, nie zamykam oczu na innych, na ich cierpienie, na światowe wydarzenia. Wiem, że jestem ich częścią.
Jednak instynktownie odchodzę od mediów społecznościowych z coraz większą siłą, ponieważ obezwładnia mnie bezsilność i skala napięć, konfliktów zbrojnych i cierpienia na świecie.
Nie mogę codziennie widzieć tych twarzy. Po prostu nie mogę.
W jednym z ostatnich postów to, co dzieje się z moim systemem nerwowym, wyjaśniła Dr. Nicole LePera. Jestem wdzięczna za takie treści w sieci. Wspierające, mówiące: Wszystko z tobą ok, też tak mam.
Oto co pisze psycholożka: "Nasze systemy nerwowe nie zostały zaprojektowane tak, by przyjmować wszystko, co dzieje się w każdym zakątku świata. Dlatego media społecznościowe tworzą swoisty chaos. Prowadzą do zaburzeń równowagi.
Niemal za każdym razem, kiedy otwieramy nasze aplikacje, jesteśmy eksponowani na cierpienie, traumy, wydarzenia z odległych zakątków świata.
Nasze ciała tego nie unoszą, nie zostały do tego stworzone. Przez większość historii życia człowieka na ziemi, wiedzieliśmy o tym, co dzieje się z naszą rodziną, ewentualnie z naszą wioską.
Dziś nasze ciała są doprowadzane niemal permanentnie w stan ucieczki bądź walki. W tym stanie jesteśmy mniej zdolni do regulacji naszych stanów emocjonalnych, do czucia empatii. Jesteśmy wciąż stymulowani cierpieniem innych, które nie ma końca i na które my nie mamy wpływu. Nasz układ parasympatyczny nie ma szans, by się uruchomić. Nie powracamy do niego, co znaczy mniej więcej tyle, że nasze ciało nie osiąga pełnej regeneracji.
Zaczynamy widzieć świat, jako miejsce niebezpieczne, kompletnie niegotowe do życia, pełne napięć. Wchodzimy w stan przetrwania…".
Trudno mi ująć w słowach, jak bardzo ta wypowiedź ze mną rezonuje. Jak wiele mi daje zrozumienia do moich uczuć. Pisałam już niejednokrotnie o tym, jak przytłacza mnie to, co dzieje się na świecie.
Nie mogę spokojnie spać, wybudzam się każdym szmerem. Codziennie łapię się na myślach o tym, czy moja córka dożyje dorosłości.
W takim świecie żyjemy i jest to trudne, bardzo trudne.