Nikt nie chce, by jego dziecko chorowało podczas urlopu. To oczywiste! Czy da się tego uniknąć? Niestety czasem zupełnie nieświadomie sami rodzice mogą doprowadzić do nagłego pogorszenia stanu zdrowia dziecka. Latem wcale nietrudno o ten błąd.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kilka lat temu byliśmy na rodzinnych wakacjach w Bułgarii. Jednej nocy córka dostała bardzo wysokiej gorączki. Leki na jej zbicie średnio pomagały, a temperatura spadała bardzo powoli. Córka praktycznie całą noc spędziła w wannie, tylko tak udało nam się schłodzić jej ciało. Była bardzo słaba i bolała ja głowa, a kolejnego dnia miała kiepski apetyt. Wieczorem poczuła się już lepiej. Pierwsza myśl: jakaś infekcja. Nietrudno o to u 4-latki.
Choroba podczas urlopu to niefajna rzecz, ale przecież nie ma się na to wpływu. A może jednak się ma? Dopiero kolejnego dnia uświadomiłam sobie, co się stało. Co ciekawe, ten błąd nieświadomie popełnia wielu rodziców. Dopiero po fakcie dociera, że całej tej sytuacji można było uniknąć.
Wiedzą, co jest dla nich dobre
Dzieci uwielbiają wodę, więc trudno się dziwić, że rodzice wybierają wakacje nad morzem lub ośrodki z basenami. Pływanie lub brodzenie to nie tylko świetna zabawa, ale i ochłoda w upalny dzień. Moje dzieci (i nie tylko one) jakby mogły, to by z wody praktycznie nie wychodziły. Ja jednak lubię, by podczas wakacji zadziało się coś jeszcze. Tego pechowego dnia zarządziłam całodniową wycieczkę i zwiedzanie okolicznych atrakcji.
Słońce było za chmurką, więc uznałam, że to idealna pogoda na wyprawę. By było bardziej atrakcyjnie, pojechaliśmy lokalną komunikacją miejską i zwiedziliśmy pobliskie ruiny, zjedliśmy obiad na tarasie małej knajpki, jednocześnie podziwiając piękne widoki. Po całym dniu chodzenia na świeżym powietrzu wróciliśmy do hotelu na kolację. Zmęczenie wzięliśmy szybki prysznic i położyliśmy się do łóżka. W nocy ciało mojej córki zaczęło dosłownie płonąć.
Inny punkt widzenia
Dopiero dwa dni później uświadomiłam sobie, że choć nie było słońca, to było ponad 30 stopni, w autobusie nie było klimy, a przez cały dzień praktycznie ani na chwilę nie przebywaliśmy pod zadaszeniem. Córka poza wodą z butelki nie miała tak naprawdę żadnej innej możliwości, by schłodzić organizm.
Podczas gdy my "jakoś" znieśliśmy tę pogodę, ona po prostu się przegrzała. Początkowo nawet nie mieliśmy świadomości, że zaszkodziła jej temperatura, w jakiej przebywała przez cały dzień. Na szczęście nie doznała udaru cieplnego, jednak pokazało to nam, że o to wcale nie tak trudno. Dopiero teraz, oglądając zdjęcia, widzę, że miała wypieki, mokrą głowę i zmęczone oczy. Łatwo to przeoczyć, gdy dziecko nie narzeka i dobrze się bawi.
Rozmawiając z innymi rodzicami i wymieniając się doświadczeniami, uświadomiłam sobie, że dokładnie ten sam błąd popełnia wiele osób. Zwiedzanie jest fajne, jednak warto pamiętać (szczególnie wyjeżdżając do cieplejszego klimatu), że wcale nie tak trudno o to, by małe dziecko się przegrzało, a od tego już naprawdę niewiele brakuje do udaru. Teraz, by nie doprowadzić do podobnej (lub gorszej) sytuacji, podchodzę do tematu wycieczek nieco inaczej.
Staram się, by transport lub atrakcje w ciągu dnia były momentami, gdy dziecko może ochłonąć. Kąpiel w morzu, czy chłodne ruiny mogą przynieść ulgę. Choć nie jestem fanką klimatyzacji, to jednak podczas urlopu nie bronię się przed nią aż tak bardzo. Oczywiście coś na głowę i woda (dużo wody!) to podstawa, a jeśli trzeba, to i chłodne okłady na kark.