Zapalenie spojówek jest chorobą zakaźną, w związku z czym chore dziecko nie powinno chodzić do szkoły ani przedszkola, nawet jeśli czuje się zupełnie dobrze. Wydaje się, że to taka niepozorna infekcja, ale potrafi narobić niezłego zamieszania, o czym przekonała się pewna mama.
Reklama.
Reklama.
Zapalenie spojówek to choroba zakaźna. Przenosi się przez kontakt, na przykład dotyk.
Gdy dziecko choruje, powinno być odseparowane od grupy rówieśniczej.
Zapalenia spojówek czasem mija samo, zwykle, gdy jego podłożem są wirusy, może także wymagać antybiotykoterapii – gdy wywołane zostało przez bakterie.
Zapalenie spojówek – objawy
Infekcje oczu zwykle nie są groźne, czasem też mijają samoistnie, choć często jednak wymagają leczenia, a u różnych osób mogą przebiegać z inną intensywnością. Najczęściej, zapalenie spojówek może wywoływać następujące objawy:
zaczerwienienie oczu
swędzenie, pieczenie
łzawienie
nadwrażliwość na światło
ropna wydzielina
Jak przebiega zapalenie spojówek i jak się je leczy
Dla małych dzieci wszystko to może być trudne do zniesienia. Jeśli dodatkowo dziecko trze oczy rączkami, powoduje wzmocnienie objawów i wydłużenie czasu trwania choroby. Jeżeli zapalenie spojówek ma podłoże wirusowe (np. adenowirusy), zwykle, poza odpowiednią higieną oczu, nie są wymagane żadne leki, natomiast jeśli przyczyną infekcji są bakterie – maluch może dostać maść lub krople z antybiotykiem. Zapalenie spojówek trwa od 2 do 20 dni, przeciętnie kilka.
Wydaje się, że zapalenie spojówek to niepozorna infekcja. Poza tym, że dziecko trochę łzawi i swędzą je oczy, raczej dobrze się czuje, ma apetyt, humor, zwykle nie ma gorączki, ani nawet podwyższonej temperatury ciała. Mimo wszystko zdarza się jednak, że nawet tak subtelna choroba, może wywrócić do góry nogami całe życie. Przekonała się o tym pewna mama, która swoją historię opisała na theguardian.com.
Niespodziewana wiadomość ze żłobka
"Odebrałam telefon ze żłobka, by jak najszybciej odebrać córkę. Opiekunka powiedziała, że jej oczy są całe zaklejone gęstą ropą. Nie chciała, by mała zaraziła inne dzieci. No jasne! Wsiadłam więc w samochód i pojechałam po dziecko, żeby odseparować je od kolegów i koleżanek. Zastanawiałam się po drodze, czy to możliwe, że tak mała infekcja, jest jednocześnie tak niebezpieczna?
Opiekunki pomogły mi przejąć dziecko w korytarzu przedszkolnym, stając między mną a resztą dzieci tak, bym nie miała nawet najmniejszej szansy złapać żadnego z nich za gałki oczne i natrzeć ich ropą mojej córki. Bez obaw, nawet o tym nie pomyślałam, nie miałam czasu. Musiałam jakoś ustawić sobie w głowie harmonogram tego dnia.
Najpierw lekarz, potem do domu
W drodze do domu byłam spięta, bo wiedziałam już, że nie wrócę tego dnia do pracy. Musiałam przecież ratować oczy. Córka była przez to jeszcze bardziej nieszczęśliwa. Wycierała maź z oczu, a ja zastanawiałam się, czy ta infekcja dopadnie także mnie. Potem, przed gabinetem pediatry, trzymałam ją na piersi, by odgraniczyć jakoś od innych osób, przez cały czas z chusteczkami w ręce.
Chusteczki były naprawdę niezbędne. Z oczu, a także z nosa mojego dziecka, non stop sączyły się jakieś wydzieliny, smarki, ropa, jak mydliny z wyciśniętej gąbki. Nie chcę powalić nikogo tymi obrazami, zwłaszcza jeśli ktoś akurat rozważa posiadanie dziecka – to mogłoby wstrzymać te plany, przynajmniej na jakiś czas...
Po godzinie dotarłyśmy do domu i przede wszystkim musiałyśmy się przebrać. Zarówno jej, jak i moje ubranie, ręce, kolana, po prostu wszystko, na czym wcześniej córka oparła swoją twarz, pokryte było jakimś śluzem. Po wyczyszczeniu buzi mojej córki, a także założeniu czystych ubrań, szybko ją uśpiłam, była już bardzo zmęczona. Gdy wstała, wszystko zaczęło się od nowa. Cały dzień praktycznie spędziłam na wycieraniu gromadzącej się ropy, czyszczeniu sklejonych rzęs i wpuszczaniu kropli do oczu, czego nienawidziła i krzyczała przy tym wniebogłosy. Zachowywała się tak, jakbym papierem ściernym wcierała jej wybielacz w oczy...
Powrót do normalności. I niespodzianka
W ciągu kilku dni na szczęście infekcja coraz bardziej łagodniała, a dziecko przyzwyczaiło się do związanych z nią obrządków. W końcu oczy mojej córki znów były czyste i jasne, a buzia sucha i uśmiechnięta. Gdy wreszcie wróciła do żłobka przy radosnym akompaniamencie koleżanek, aż zaczęłam przecierać własne oczy ze zdziwienia, że w sumie tak szybko to poszło. Wkrótce się okazało, że jednak nie ze zdziwienia...".