mamDu_avatar

Wychowujemy pokolenie bumerangów. Czy kiedyś nam za to podziękują?

Marta Uler

01 marca 2023, 12:08 · 3 minuty czytania
Wchodzą w dorosłość, chcą samodzielności i próbują jej. Wyprowadzają się "na swoje". Potem coś nie układa się tak, jakby sobie tego życzyły, więc wracają. Dzieci bumerangi, zakotwiczone w domu rodzinnym. Co ciekawe, tych powrotów wcale nie traktują jak porażki. Z badań wynika, że ich zdrowie psychiczne wręcz na tym zyskuje.


Wychowujemy pokolenie bumerangów. Czy kiedyś nam za to podziękują?

Marta Uler
01 marca 2023, 12:08 • 1 minuta czytania
Wchodzą w dorosłość, chcą samodzielności i próbują jej. Wyprowadzają się "na swoje". Potem coś nie układa się tak, jakby sobie tego życzyły, więc wracają. Dzieci bumerangi, zakotwiczone w domu rodzinnym. Co ciekawe, tych powrotów wcale nie traktują jak porażki. Z badań wynika, że ich zdrowie psychiczne wręcz na tym zyskuje.
Powrót do rodzinnego domu dla młodego człowieka bywa ulgą. Fot. Oleksandr Pidvalnyi/Pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Mają 20, 22 lata. Studiują i pracują jednocześnie. Własna gotówka sprawia, że czują się dorośle. Więc wyprowadzają się z domu na "swoje". Chcą być odpowiedzialni za własne życie, ale chcą mieć też wolność. Tak to się zwykle zaczyna. To naturalne, że pisklęta wyfruwają z gniazda i zakładają swoje własne. 


Mam plan, a gdy się nie uda – wrócę 

Młodzi ludzie, którzy opuszczają dom rodzinny, mają zwykle jakiś plan na swoje życie. Pracuję, zarabiam, wynajmę mieszkanie, potem kupię, poznam kogoś, potem przyjdzie czas na dziecko. Jednak nie zawsze wszystko idzie zgodnie ze scenariuszem. Choćby utrata pracy może go całkowicie zrujnować. I co wtedy? Jedni mobilizują się i szybko znajdują plan B, a inni... wracają do mamy. Jak bumerang.

Dzieci bumerangi mają bezpieczną kotwicę w domu rodzinnym, gdzie zawsze ktoś na nich czeka. Jeśli noga mi się powinie, nie zginę, mam gdzie wracać. Taka rzeczywistość ma dwa oblicza. Z jednej strony dobrze mieć takie zaplecze, trochę łatwiej wtedy próbować różnych pomysłów i zmian. Z drugiej – powrót do domu to porażka. Wracam, bo przecież mi się nie udało. To krok wstecz, powód do wstydu.

Powrót wcale nie jest dla nich przykry

Są jednak nowe badania brytyjskie, które sugerują, że powrót do domu rodzinnego wręcz poprawia zdrowie psychiczne "bumerangów", choćby z tego powodu, że było ono dotąd mocno nadwyrężone odpowiedzialnością finansową. W Wielkiej Brytanii podobnie jak w Polsce wynajem mieszkania nie jest tani. Instytut Badań Społeczno-Ekonomicznych (IESR) przeprowadził badania, które wykazały, że mimo utraty niezależności, wielu tzw. bumerangów odczuło ulgę i czuło się psychicznie bardzo dobrze po powrocie do domu. 

Co najmniej dwóch na pięciu 25-34-latków stwierdziło, że rosnące koszty utrzymania zwiększyły ich strach przed bezdomnością, a prawie połowa przyznała, że zmartwienia związane z czynszem powodują u nich niepokój lub depresję.

– Spodziewaliśmy się, że prawdopodobnie ich zdrowie psychiczne się pogorszy w momencie rezygnacji z niezależności i że mogą poczuć, że pozostają w tyle za grupą rówieśniczą, że robią krok wstecz – powiedziała dla theguardian.com profesor nauk o populacji Emily Grundy, która wraz z dr Jiawei Wu jest autorką badań. – Byliśmy więc zaskoczeni, gdy stwierdziliśmy, że wręcz przeciwnie, ich zdrowie psychiczne wydawało się poprawiać – dodała.

Dłuższe dzieciństwo

Jak się okazuje, nie chodzi tylko o kwestię drogiego wynajmu. Dziś młodzi ludzie dłużej się uczą, coraz później zakładają rodziny, czyli tak naprawdę – dłużej czują się dziećmi. Wraz ze zdobyciem pierwszej pracy, tak jak to funkcjonowało od pokoleń, próbują się usamodzielniać, jednak w obecnej rzeczywistości to już nie działa tak dobrze. 

Dlaczego jeszcze mogą pozwolić sobie na ten powrót? Chodzi o bardziej liberalne nastawienie rodziców bumerangów. – Kiedyś człowiek musiał opuścić dom, jeśli chciał mieć chłopaka, czy dziewczynę, nie do pomyślenia było, by żyć razem bez ślubu pod dachem rodziców. Dziś rodzice są już dużo mniej restrykcyjni pod tym względem – tłumaczy Grundy.

Zmiana pokoleniowa, która dzieje się na naszych oczach, jest ogromna

Jeszcze 30-40 lat temu rzeczywiście, młodzi ludzie czym prędzej szli "na swoje", a wynikało to zarówno z tego, że potrzebowali tej dorosłości, jak i z tego, że w domu rodzinnym zwykle były dość trudne warunki socjalne, mała przestrzeń. Nikt nie zastanawiał się nad tym, czy czuje się już dorosły, czy nie, to w sposób oczywisty wynikało z metryki i było bezdyskusyjne (pomimo tego, że opłaty były również bardzo stresujące). 

Dziś jest całkiem inaczej. Życie często nie wymusza już na młodych dorosłych tak radykalnych decyzji, więc mają oni przestrzeń na wątpliwości. Robią krok w przód i krok wstecz – bo mogą. Czy to dobrze, czy to źle? Cóż, po prostu inaczej. Pewnie dzięki temu będą mieli mniej jednych stresów, które mieli ich rodzice, ale kto wie, może więcej innych. 

Czytaj także: https://mamadu.pl/134689,18-lat-to-nie-doroslosc-naukowcy-proponuja-zmiane-definicji