Czy dorosłe dzieci powinny dokładać się do domowego budżetu? To pytanie dręczy zarówno wielu młodych dorosłych, jak i ich rodziców. Niektórzy przyjmują perspektywę, zgodnie z którą dzieciom należy przede wszystkim pomagać. Inni, tak jak pani Beata, mówią wprost "córka jest dorosła, więc powinna płacić za siebie" i wymagają od dziecka miesięcznej opłaty za życie pod wspólnym dachem. Nauka samodzielności czy skąpstwo?
Napisała do nas pani Beata, której córka w tym roku zdawała maturę. Dziewczyna od razu znalazła pracę, by nie spędzić wakacji bezczynnie w domu. Zastanawia się jeszcze nad studiami, ale od mamy usłyszała już jedną z zasad dorosłości, która brzmi "jesteś dorosła, płacisz za siebie". Dziewczyna zareagowała jednak wybuchem, a pani Beata postanowiła przedstawić nam swoje stanowisko.
List czytelniczki
Wydaje mi się, że cały problem polega na tym, że dzisiejsza młodzież jest po prostu... roszczeniowa. Rodzice przyzwyczaili ich do tego, że każda ich zachcianka jest spełniana przy pierwszym marudnym jęku albo, że dobre oceny zapewniają niejako automatycznie drogie gadżety.
Koleżanka z klasy mojej córki chwaliła się jej, że za 5 na koniec roku dostanie najnowszego smartfona, a Zuzia chciała wiedzieć, czemu jej się nie należy, skoro ma jeszcze lepsze oceny niż koleżanka. Bo pieniądze nie rosną na drzewach, a drogie zabawki będzie mogła sobie kupować sama, jak nie nie zarobi. Nie uważam, żeby to było obowiązkiem rodziców.
Teraz córka skończyła szkołę i poszła do swojej pierwszej pracy na pełen etat. Gdy odebrała wypłatę, powiedziałam jej, że chciałabym ustalić nowe zasady podziału obowiązków - teraz także tych finansowych.
Poprosiłam ją, żeby dokładała się do wszystkich rachunków około 150 złotych i płaciła za czynsz także 150 złotych. Mąż podwoził ją czasem do pracy, więc zwróciłam uwagę, że mogłaby także raz na jakiś zapłacić za tankowanie samochodu. I się zaczęło.
Usłyszałam, że jej znajomym rodzice wynajmują albo kupują mieszkania na studiach, fundują wakacje, kupują samochody albo przynajmniej nie oczekują żadnych dopłat za życie. To ich sprawa jak robią i na co pozwalają im finanse, ja jednak mam inne zdanie.
Skoro córka jest dorosła, to oznacza, że spada na nią większa odpowiedzialność niż wtedy, gdy była dzieckiem. To moment, w którym powinna raczej odciążyć nas jako rodziców i okazać minimum wdzięczności za to, że przez tyle lat my zapewnialiśmy jej wszystko.
Nie zarabiam z mężem kokosów, więc nie widzę powodu, dla którego chodząc do pełnoetatowej pracy, powinna wszystkie pieniądze wydawać na swoje zachcianki. Mieszkając z nami, korzysta przecież z wody, ogrzewania, mediów tak samo, jak my.
Status dorosłej to nowe obowiązki i w przyszłości nigdy nie będzie nigdzie spała ani jadła za darmo. Powinna zdawać sobie sprawę z tego, jak wysokie są rachunki, ile miesięcznie wydaje się na jedzenie, jak radzić sobie nawet z niewielką wypłatą, by pod koniec miesiąca nie musieć odmawiać sobie zrobienia droższych zakupów spożywczych.
Nie uważam, że rozpisanie jej tego na kartce i pokazanie córce przyniesie ten sam efekt. Nauka przedsiębiorczości i szacunku do pieniędzy powinna zacząć się jak najwcześniej i to w praktyce, a nie w teorii.
Spotkałam się z głosami, że robię dziecku krzywdę, jestem skąpa, nie dbam o córkę. Ale przecież nie wymagam od niej niczego, czego nie będzie musiała robić w przyszłości. Ma w nas wsparcie, dach nad głową, nadal ma szansę na odłożenie części pieniędzy, ale skoro jest dorosła, także powinna nas wspierać.
W przyszłości także będzie musiała sama się utrzymywać, a to dopiero będzie jazda bez trzymanki. Dlatego uważam, że robię mojemu dziecku przysługę.
Czy dziecko powinno dokładać się do budżetu?
Temat podziału opłat z własnym dzieckiem budzi w dyskusji internetowej duże kontrowersje. Nie brak matek, które takie zachowanie są gotowe określić mianem wyzyskiwania własnego dziecka, któremu wypada raczej finansowo pomóc w wejściu w dorosłość.
Na forach nie brak młodych dorosłych, którzy pytają czy ich rodzice mają prawo wymagać od nich dokładania do domowego budżetu. W głowę zapadła mi historia 19-latka, który studiował, pracował na niepełną część etatu i zarabiał około 900 złotych. Ale mieszkał z rodzicami i mama wymagała od niego dokładania 400 złotych do domowego budżetu, więc obawiał się, że nie zdoła nigdy się wyprowadzić, bo nie odłoży wystarczającej sumy pieniędzy.
To czy rodzice wymagający takiej kwoty naprawdę wspierają dziecko, pozostaje każdemu do samodzielnej oceny. Powstaje jednak pytanie: czy to zgodne z prawem?
Wbrew powszechnej opinii, o konieczności współuczestniczenia w kosztach nie stanowi osiągnięcie pełnoletności, czyli ukończenie 18 roku życia. Jak podaje portal Bezprawnik.pl: "jeśli w tym wieku, dziecko w dalszym ciągu podejmuje naukę w szkole lub uczelni wyższej, to wciąż rodzice mają obowiązek zająć się jego utrzymywaniem".
Inaczej wygląda sytuacja, jeśli dziecko żyje samodzielne i ma stałe dochody. Wtedy rodzice mogą wystąpić o finansowe dokładanie się do mieszkania, w którym żyje. Świadczy o tym m.in. art. 91 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego:
§ 1. Dziecko, które ma dochody z własnej pracy, powinno przyczyniać się do pokrywania kosztów utrzymania rodziny, jeżeli mieszka u rodziców.
Warto jednak mieć świadomość tego, że pierwsza praca czy rozpoczęcie studiów są dla młodego dorosłego wielkim wyzwaniem, podjęcie pracy tylko po to, by "nauczyć się samodzielności" niekoniecznie będzie pozytywną lekcją, za którą dzieci w przyszłości podziękują rodzicom.