Eskalacja niektórych nastrojów może budzić niepokój. Niebezpiecznie robi się zwykle wtedy, kiedy rozmowa zejdzie na... szczepionki. Ten temat od lat budzi kontrowersje i emocjonalne dyskusje. O tym, czym może skończyć się stanięcie po jednej ze stron barykady, przekonał się ostatnio pewien lekarz.
Reklama.
Reklama.
Szczepienia ochronne to temat, który od lat wzbudza emocje i dzieli społeczeństwo.
Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy szczepień mają swoje argumenty, których zawzięcie bronią.
Uciekanie się do przemocy jest jednak niedopuszczalne.
Można rozmawiać, dyskutować, a nawet kłócić się. Przedstawiać swoje argumenty i zaciekle ich bronić. W końcu mamy wolny kraj i wolność słowa. Niektórzy ludzie jednak – szczególnie ci, którym zaczyna tych argumentów brakować – uciekają się do przemocy fizycznej. Boleśnie przekonał się o tym ostatnio niejaki dr Brunet, który na Twitterze opisał, jak został zaatakowany przez pewnego mężczyznę w swoim własnym gabinecie:
"Co trzeba mieć zamiast mózgu, by na sugestię zaszczepienia dziecka na gruźlicę, zareagować agresją wobec lekarza? Jaki mechanizm rządzi tym odruchem, gdy na sam dźwięk słowa 'szczepienie', pięści zaczynają iść w ruch?".
Na szczęście lekarzowi nic się nie stało, choć, jak pisze, jego pielęgniarka, która była świadkiem całej akcji, długo nie mogła dojść do siebie. To naprawdę przykre i przerażające, czego może doświadczyć człowiek, wykonując swoją pracę. Fakt, temat szczepień dzieli dziś społeczeństwo jak nic innego, ale dla przemocy fizycznej nie ma żadnego usprawiedliwienia.
Zwolennicy, przeciwnicy...
Każdy ma coś w tej kwestii do powiedzenia, trudno jednak o rzetelną debatę na temat szczepień. Przeciwnicy przytaczają mniej lub bardziej sprawdzone historie, a lekarze - bywa, że zaprzeczają sobie nawzajem. Jedni i drudzy powołują się na jakieś badania, których przeciętny Kowalski nie jest przecież w stanie zweryfikować. Po prostu opowiada się po którejś ze stron, która mu bardziej pasuje i tyle. Często poglądy na temat szczepień poszczególnych osób są ściśle powiązane z ich poglądami politycznymi... Co gorsza, końca tej przepychanki nie widać. Przyznam szczerze, że mierzi mnie ten temat i nie chcę go tu roztrząsać.
Nic nie usprawiedliwia przemocy
W tej historii nie chodzi jednak o szczepienie. Chodzi o to, jak nastroje społeczne przekładają się na zwykłe kontakty międzyludzkie. Ojciec idzie z dzieckiem do lekarza. Nie zaszczepił malucha przeciwko gruźlicy, więc lekarz mówi mu, że powinien to zrobić i dlaczego warto. Przecież skończył studia medyczne i coś na ten temat wie. Wykonując swoją pracę, chce kierować się dobrem swoich pacjentów. Chce jak najlepiej dla tego dziecka – zgodnie ze swoją wiedzą.
Jestem zdumiona tym, że ojciec nie mógł po prostu odpowiedzieć: "Nie, dziękuję, wiem coś innego na temat szczepienia na gruźlicę, więc nie skorzystam". Jak można zaatakować lekarza, człowieka, który po prostu wykonuje swoją pracę? Po co w ogóle ten ojciec przyszedł do tego specjalisty ze swoim dzieckiem? Przecież mógł znaleźć takiego, który nie wnika w temat szczepień i który zadowoli go pod tym względem. W dzisiejszych czasach wszystko jest przecież możliwe...
Warto na koniec, do namysłu, dodać, że choć szczepienia ochronne w Polsce są obowiązkowe, z roku na rok rośnie liczba dzieci niezaszczepionych. Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH) wynika, że o ile w 2010 roku zanotowano 3437 przypadków uchylania się od szczepienia, o tyle w 2019 takich przypadków było już prawie 50 tysięcy.