Picie alkoholu jest nieodłącznym elementem polskiej kultury. Wiemy, że alkohol nie jest zdrowy, ale nie rezygnujemy z niego w imię zasady: "wszystko jest dla ludzi". Bo czym jest małe piwko w weekend czy szklanka wina do filmu, prawda? Postanowiłam jednak powstrzymać się zupełnie od picia alkoholu przez miesiąc i sprawdzić, jak wpłynie to na mój organizm i codzienne samopoczucie. Okazało się, że warto.
W kraju, w którym tylko 46% obywateli uważa piwo za alkohol i tym samym pije je niczym napój, mówienie o abstynencji alkoholowej nie jest takie proste. Wielu osobom wydaje się, że skoro nie zapijają się w trupa, a jedynie piją w weekendy, to ich organizm nie odczuwa żadnych negatywnych skutków spożycia alkoholu.
Postanowiłam ugryźć ten temat od odwrotnej strony i powstrzymując się od picia alkoholu przez miesiąc, sprawdzić, jakie pozytywne skutki zauważę w swoim organizmie czy stylu życia.
A może abstynencja ma także swoje wady? Oto jak moje obserwacje zmieniały się z tygodnia na tydzień.
Pierwszy tydzień
Początkowo pomyślałam sobie, że abstynencja alkoholowa nie będzie dla mnie dużym wyzwaniem, w końcu jak większość z nas "piję tylko, jak mam okazję".
W tygodniu ta dewiza działała dobrze, jednak w weekend, gdy moi znajomi zamawiali piwo, poczułam się trochę wykluczona. Najczęściej zimnego piwa albo lampki wina brakowało mi przy filmie i przekąskach, albo spotkaniu z przyjaciółmi. Jednak dość szybko zauważyłam tego pozytywne efekty.
1. Zaczęłam się lepiej odżywiać. Nie zamawiałam ostrego i tłustego jedzenia, chipsów i nachosów z serem, bo to je najczęściej łączyłam z alkoholem.
2. Nie cierpiałam na kaca. Nawet delikatnego, którego łatwo wyleczyć. To doceni naprawdę każdy. Sobota na zakrapianej imprezie brzmi dobrze, dopóki w niedzielę nie budzimy się z kacem.
Nawet jeśli nie przesadzamy z alkoholem, to często dzień po piciu trudno zrobić nam coś konstruktywnego. Poza tym okazuje się, że kac nie zawsze występuje po dużej ilości alkoholu. To czasem po prostu gorsze samopoczucie, gdy dzień wcześniej wypije się dwa piwa i "zaje" to fast foodem.
Drugi tydzień
A właściwie drugi weekend. Tym razem postanowiłam spróbować piwa bezalkoholowego, którego zawsze unikałam. Okazało się, że nie tylko smak jest identyczny, ale nawet... działanie. W pewnym momencie zapomniałam, że piwo jest bez alkoholu i zaczęłam myśleć o tym, że poczułam już procenty. To się nazywa efekt placebo!
Co jeszcze zauważyłam tym razem?
3. Nie pijąc alkoholu, miałam znaczenie więcej czasu. Po pierwsze kac nie sprawiał, że kolejny dzień był chaotyczny. Po drugie, jeśli wychodziłam ze spotkania ze znajomymi o 20, to chwilę później byłam już w domu, gotowa do pracy, odpoczynku czy innych spraw. Nie czułam się pijana, nie było stanu "wytrzeźwienia" albo wielkiej ochoty na fast foody, która tak często przychodzi do nas po napojach z procentami.
4. Zauważyłam, jak irytujące bywa namawianie do picia. Kiedy znajomi dzwonili i zapraszali mnie na piwo albo proponowali zamówienie kolejnego drinka, namawianie do toastu było czymś pozytywnym. Jednak od kiedy przestrzegałam mojej abstynenckiej zasady, zaczęłam zewsząd słyszeć namawiania, nagabywania i słowa w stylu "ze mną się nie napijesz"?
To zdecydowanie nie było zabawne, tak jakby ludzie nie mogli uszanować mojej własnej decyzji.
Trzeci tydzień
Im dłużej powstrzymywałam się od alkoholu, tym lepiej się czułam. Brzmi banalnie, ale miałam poczucie, jakby mój organizm oczyścił się.
5. Miałam lepszy sen. Miałam wrażenie, że śpię głębiej i szybciej czuję się wypoczęta. Nie miałam także koszmarów i "dziwnych" snów, które często męczą nas, gdy zasypiamy na lekkim rauszu.
6. Moja cera stała się czysta. To właściwie nie powinno mnie zaskoczyć, ale było naprawdę przyjemną niespodzianką. Nic tak nie zaostrza trądziku czy nie przyspiesza wydzielania sebum jak alkohol i ostre jedzenie. Moja cera zaczęła być mi naprawdę wdzięczna.
Czwarty tydzień abstynencji
Ta obserwacja to naprawdę dobra wiadomość, w ostatnim tygodniu abstynencji naprawdę przestało mi brakować alkoholu. Znajomi przyzwyczaili się do mojej nowej normalności, a od piwa odciągał mnie nie tylko mój własny zakaz, ale także obawa o kaca, migrenę czy niechciane pryszcze. Co jeszcze zauważyłam?
7. Spotkania ze znajomymi stały się o wiele bardziej wartościowe. Zamiast wznosić kolejne toasty, więcej rozmawialiśmy o sobie, nawet jeśli spotkanie było krótsze niż zakrapiana impreza, to miałam wrażenie, że wyciągam z nich więcej.
Miesiąc bez alkoholu obfitował w same pozytywy dla mojego organizmu, jeśli było coś, co mnie irytowało to byli to właśnie... inni pijący. Będąc trzeźwą w gronie pijących, zaczęłam zauważać nachalne zachowania, bezsensowne kłótnie i namawianie do alkoholu. Abstynencja okazała się dobrym pomysłem nie tylko dla mojego organizmu, ale także dla relacji międzyludzkich.