Prawo autorskie: nenovbrothers / 123RF Zdjęcie Seryjne
Prawo autorskie: nenovbrothers / 123RF Zdjęcie Seryjne
Reklama.
5-letnie dziecko trafiło do kościerskiego szpitala w stanie ogólnym, średnim. Po kilku godzinach nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Podstawiono śmigłowiec. Miał on przetransportować dziewczynkę do dziecięcego oddziału intensywnej opieki medycznej w Gdańsku. Miał, ponieważ gdy ten czekał już na lądowisku, nagle nastąpiło zatrzymanie akcji serca i mimo podjętej reanimacji, nie udało jej się uratować.
Teraz prokuratura zajmie się zbadaniem sprawy. Obecnie wszyscy oczekują wstępnych wyników z sekcji zwłok 5-latki. Wiktor Hajdenrajch, prezes szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie, udzieł wypowiedzi Dziennikowi Bałtyckiemu:
"To wielka tragedia, która wstrząsnęła szpitalem. To pierwszy taki przypadek, kiedy odeszło dziecko na tym oddziale. Lekarze zrobili wszystko, co tylko było możliwe, aby uratować dziewczynkę. W jej leczenie zaangażowała duża grupa wykwalifikowanych specjalistów. Nie chcemy snuć żadnych domysłów na temat przyczyn śmierci. Sprawą zajęła się prokuratura, która z pewnością wyjaśni wszystkie okoliczności. Współczujemy rodzinie takiego dramatu".
Czy nie popełniono tu błędu lekarskiego?
To ma wykazać śledztwo. Dziewczynka gorączkowała i wymiotowała. Przyczyna? To najprawdopodobniej sepsa. Podobny przypadek miał miejsce w Tczewie, gdzie przez sepsę zmarł 7-letni chłopiec. Jednak w tym wypadku, jego matka wyraźnie wskazuje na lekarkę, która nie rozpoznała choroby. Twierdzi, że zgłosiła się do przychodni w środku nocy, gdyż objawy choroby syna były bardzo niepokojące, zaczął silnie wymiotować. Pokazała plamy na jego brzuchu, które ta oceniła jak objaw gorączki i wirusa i przepisała antybiotyk. Kilkanaście godzin później plamy rozlały się po całym ciele a dziecko nie było w stanie ustać. Matka zadzwoniła po karetkę. Lekarz stwierdził niedotlenienie tkanek i mimo, że gnali do szpitala, okazało się za późno. Po półtorej godzinnej reanimacji, chłopiec zmarł.
O sepsie wciąż niewiele wiemy. Nie ma w zasadzie odpowiedzi dlaczego u zdrowej osoby dochodzi do stanu zagrażającemu życiu. "Każda infekcja bakteryjna, wirusowa lub grzybicza mobilizuje układ odpornościowy do walki. Jego "oddziały specjalne" starają się osaczyć infekcję i jak najszybciej ją zwalczyć. Czasem jednak zdarza się tak, że bariera odpornościowa jest osłabiona lub zostaje przełamana i dochodzi do zakażenia uogólnionego, czyli właśnie sepsy. Jest to proces bardzo złożony. Między innymi we krwi pojawia się coraz więcej cytokin. Pod ich wpływem akcja serca przyspiesza się, temperatura rośnie (lub przeciwnie – spada). Cytokiny maja również wpływ na naczynia krwionośne. Mogą powstawać mikrozakrzepy. Jednocześnie zawodzą mechanizmy biorące udział w rozpuszczania skrzepów, a uszkodzone naczynia przepuszczają osocze do otaczających je tkanek. Niedotlenione komórki ulegają uszkodzeniu i martwicy" czytamy na poradnikzdrowie.pl.
Kłopoty z krążeniem, zaburzenia świadomości, zaczynają szwankować nerki. Narządu właściwie przestają pracować. Zdarza się, że dochodzi do ich całkowitej niewydolności i do nieodwracalnego wstrząsu. Nie ma szczepionki przeciwko sepsie, ale są przeciwko niektórym bakteriom, które mogą ją powodować, czyli przeciwko meningokokom lub pneumokokom. Każdy może na nią zachorować, ale szczególnie narażone są dzieci, osoby starsze, mocno osłabione, oraz te po inwazyjnych zabiegach. Leczy się ją antybiotykami, ale to rozpoznanie jej (w ciągu kilku pierwszych godzin) i ustalenie rodzaju drobnoustroju przez posiew, jest tu kluczowe.
Nie ma nic gorsze na świecie dla matki, niż śmierć dziecka. Nie jestem nawet w stanie sobie tego wyobrazić. Też jestem matką i z wielkim trudem piszę tę historię. Kiedyś w Fakt.pl ukazał się wywiad z mamą 3,5 letniego chłopca, który zmarł na sepsę, opowiadała wtedy: "Usiadłam obok niego, trzymałam synka za rączkę. Pytałam lekarza, co się musi wydarzyć, żeby się udało. Powiedział: cud. Powiedziałam: To walczmy o ten cud! Lekarz pokazał mi na maszynie parametry, które musiałyby się poprawić, żeby Jasio przeżył. Płakałam i mówiłam: Jasio, walcz! Cały czas pytałam lekarzy: uda się czy się nie uda? Nie chcieli odpowiedzieć...". Jasio zmarł, a mama walczy o sprawiedliwość i jak sama twierdzi, tylko dzięki temu, że ma dla kogo, ma jeszcze jedno dziecko.