To co wydaje się być problemem dzieci - tak naprawdę jest problemem rodziców
List do redakcji
27 marca 2015, 12:49·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 marca 2015, 12:49Przeczytałam artykuł Dawida Bartosika
"Przemoc w szkole oczami rodziców" i chciałam Wam bardzo podziękować za ten artykuł. Świetnie pokazuje, że to co wydaje się być problemem dzieci - tak naprawdę jest problemem rodziców.
Moje dzieci nie chodzą jeszcze do szkoły, ale doskonale pamiętam jak wyglądała przemoc - a raczej wtedy "dokuczanie" - gdy sama byłam uczniem. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że my jako dzieci byliśmy czasami naprawdę okrutni, ale widzę też jak wiele winy w tym wszystkim - wynikało z postawy rodziców.
Był rudy, był kujonem - ale nie dlatego tak bardzo wszyscy go nie lubili. Rudzielców w szkole było jeszcze paru, ale żadnemu nie dostawała się tak jak D. - dlaczego? Bo D. był niepomiernym skarżypytą, był agresywny, złośliwy, prowokował - tylko po to, żeby w odpowiednim momencie się podłożyć i udawać poszkodowanego. I nawet nie to było najgorsze, najgorsze było to, co robili jego rodzice. Do dziś obraz mamy D. (notabene sąsiadki moich rodziców) jest niezmienny. Zadarty nos, poczucie wyższości i całkowity brak dialogu. Osoba roszczeniowa, niemiła - nieuprzejma nawet dla innych dorosłych, nigdy nie odpowiedziała "Dzień dobry" i w tym wszystkim ten nieszczęsny D.
Przekonany o swojej bezkarności, lepszej kaście, dwulicowy zasłaniający się spódnicą mamy. Nie wiem czy taki mechanizm działania tej pani był reakcją obronną na problemy z dokuczaniem jej synowi i pewnie się nie dowiem. Ale patrząc na to wszystko z ponad 20-letnim dystansem, wiem, że bardzo wiele zależy od nas rodziców. Może gdyby nie lekceważąca cały świat postawa jego mamy, D. byłby inny, może wtedy my nie dokuczalibyśmy mu tak bardzo. Wiem, że absolutnie wina nas "oprawców" nie jest usprawiedliwiona, to my przezywaliśmy i demonstrowaliśmy swoją niechęć, ale przecież w pewnym stopniu sami broniliśmy się przed nim.
Fajnie, że takie akcje zaczynają się pojawiać - przestają być wychowawczą pogadanką, z której dzieciaki się śmieją (nie wiem dlaczego akcje organizowane przez pedagogów w szkołach zazwyczaj cechuje nieadekwatna forma do wieku dzieci - zbyt często uczniowie traktowani są jak zacofani, problemy trywializuje się). W efekcie nie przynoszą żądnego pożytku.
Mam nadzieję, że uda mi się mądrze wychować mojej dzieci i nauczyć je rozmawiać i prosić o pomoc. Że nie będę ślepa na racje drugiej strony konfliktu. Że dam radę wpierać i pomagać moim dzieciom rozwiązywać konflikty bez przemocy. Ale też, że gdy będzie się działo coś niedobrego - moje dzieci przyjdą do mnie. I życzę wszystkim rodzicom, żeby nawet jeśli się nie znają, nie byli sobie wrogami - nawet gdy dzieci toczą między sobą boje.
Jeszcze raz dziękuję
Ewelina
Twoje dziecko jest ofiarą dokuczania? Nie wiesz jak powinno zareagować i co Ty możesz zrobić w takiej sytuacji?