"Tajemnica siedmiu goli samobójczych", Warszawa 2014
REKLAMA
Nie takie jednak sprzeczności godziłem już jako rodzic, więc postanowiłem zaryzykować wspólną lekturę cyklu o drużynie piłkarskiej złożonej z 11-latków z podmadryckiej szkoły. I tu pierwsze zaskoczenie: dobra nasza, w drużynie grają też dziewczyny, w tym kapitan drużyny Marylin oraz wysunięta rozgrywająca Helenka. Zanim skrzywicie się na ten piłkarski „genderyzm” uspokoję: dziewczyny wymiatają.
logo
"Tajemnica siedmiu goli samobójczych", Warszawa 2014
Tu należy przyklasnąć książkowej radzie rodziców, która w równościowej Hiszpanii nakazała powiększenie piłkarskiego parytetu (czytam to córce). Ale też ta sama rada rodziców starała się pierwszym tomie „Tajemnica śpiących sędziów” wyznaczyć dramatyczne ultimatum: szkolna drużyna nie może spaść do drugiej ligi, bo inaczej zostanie zlikwidowana. Roberto Santiago z wielkim sukcesem (150 tys. sprzedanych egzemplarzy) wydał „Najfutbolniejszych” w 2013 roku, kiedy to Hiszpanię trawił kryzys ekonomiczny i to w książce - łączonej w kluczowych piłkarskich momentach z komiksem – co jakiś czas pobrzmiewa.
Ale najważniejsza jest tu piłka i rozterki miłosne głównego bohatera Franciszka. Uznałem początkowo, że to dziwne imię dla hiszpańskiego piłkarza, ale kupuję wytłumaczenie wydawcy, że to podobna sytuacja jak z Nicolasem, którego my znamy jako Mikołajka.
Przebieg spotkań, jak i ich graficzne przedstawienie (brawa dla ilustratora) mocno nawiązują do klasyki. Chciałoby się powiedzieć, że do „Do przerwy 0:1” Bahdaja, lecz byłaby to teza dość karkołomna. Ale już do popularnego także u nas Tsubasy („Kapitan Hawk”) „Najfutbolniejsi” puszczają oko na pewno. Santiago doprawia to jednak ironicznymi zwrotami akcji (kto by wpadł na to, że sędzia zaśnie na środku boiska?), odświeżając klasyczne ujęcie tematu i wynosząc mecze poza wymiar czysto sportowy.
logo
"Tajemnica siedmiu goli samobójczych", Warszawa 2014
Równolegle do intrygi sportowej biegnie „intryga” szkolno-rodzinna, z rozterkami miłosnymi Franka, który podkochuje się (UWAGA, SPOILER!) w koleżance z drużyny. Podniosło to z miejsca atrakcyjność „Najfutbolniejszych”w oczach mojej córki co najmniej o 10 miejsc w tabeli. Sprawiło też, że musieliśmy się rozstać z pierwszym tomem. Na wyraźne życzenie czytelniczki książka, zamiast dyżurnej „Narnii”, pojechała wraz z właścicielką w odwiedziny do babci, skąd na razie nie wróciła.
Oficjalnie z powodu „zapomnienia włożenie do torby”. Ale mam dziwne wrażenie, że ktoś może ją właśnie podczytywać.