Dawid Bartosik przepytuje przedsiębiorcę na okoliczność problemów z zatrudnieniem kobiet w wieku rozrodczym. Przedsiębiorca nie odkrywa przed nami żadnych nowych faktów. Kobiety w ciąży czy z małymi dziećmi to dla małego przedsiębiorcy wielki kłopot. Wszystko jest jakby jasne. Dla Pana Dawida też, co potwierdza we wprowadzeniu: “Można go lubić, można nie lubić, ale ma facet mocne argumenty.” A tekst trafia na czołówkę Mamadu.pl. I znów człowieka krew zalewa.
Dlaczego kobiety to wielki kłopot? Bo to prawda, że część z nas, po zajściu w ciążę “po prostu dostaje jakiegoś świra”. Często niemałego. Prawdą jest też, że lekarze rozdają L-4 ciężarnym na prawo i lewo a ciężarne ochoczo z nich korzystają, nawet jak nie muszą. Ja dostałam propozycję L-4 na pierwszej wizycie w kilka tygodni po zajściu w ciążę, bo “teraz, proszę pani, to trzeba dbać o siebie i dziecko”. Na każdej kolejnej wizycie dostawałam taką samą ofertę (i w gratisie wyraz dezaprobaty dla "karierowiczki" za jej nieprzyjęcie), pomimo że ciąża przebiegała wzorowo a ja czułam się w pełni na siłach dokończyć projekt, w który byłam zaangażowana.
To, co wkurza najbardziej w każdym takim tekście, to kompletne ignorowanie szerszego kontekstu sprawy. Że to nie z kobietami - pracownicami jest wielki kłopot! Bo za tych pięciu facetów, których Pan Przedsiębiorca zatrudnił i co to dalej, po latach, u niego pracują, ktoś opiekuje się ich dziećmi. Że mogą sobie sumiennie wykonywać swoje obowiązki zawodowe, ku zadowoleniu szefa, rozwojowi firmy i własnej satysfakcji, awansować, szkolić się, dostawać ciekawsze zadania, podwyżki, bonusy etc., bo w naszym kraju opieka nad dzieckiem to praktycznie wyłącznie sprawa kobieca. Czy kobiety tego chcą (bo, na przykład, dostają rzeczonego świra), czy nie (bo najczęściej po prostu nie mają innej opcji; ktoś dziećmi zaopiekować się musi).
Panie Dawidzie, następnym razem proszę przepytać tego Przedsiębiorcę, ile i w jakim wieku on i jego pracownicy-mężczyźni mają dzieci i jaki mają udział w codziennej opiece nad nimi ? Na kogo – poza nimi samymi, zapracowanymi ojcami – wzorowymi pracownikami – mogą liczyć matki ich dzieci, wracając do pracy po macierzyńskim? Czy są żłobki w okolicy ich zakładów pracy, i to na tyle godne zaufania, żeby im powierzyć maleńkie jeszcze dzieci? Ile kosztują? Albo ile kosztuje opiekunka? Ile zarabiają ich żony? I tak dalej, i tak dalej.
Jasne, że opieka nad dziećmi to nie jest sprawa przedsiębiorcy (zwłaszcza małego) i on nie powinien ponosić (często nadmiernych) kosztów zatrudnienia matek [chciałoby się napisać „rodziców”]. Ale kiedy w końcu zaczniemy poważnie rozmawiać i proponować rozwiązania systemowe dotyczące sprawiedliwszej dystrybucji kosztów i obowiązków związanych z opieką nad dziećmi? Mocnych argumentów facetów inaczej nie przebijemy. A takimi tendencyjnymi wywiadami świata nie zmienimy.