zanim padnie sakramentalne TAK i na zawsze (lub na jakiś czas) nasze drogi się skrzyżują, mam Ci kilka rzeczy do powiedzenia. Nie, nie dlatego, że jestem złośliwa, wredna i bezczelna – jak zwykłaś mawiać. Przemawia przeze mnie wyłącznie troska. O spokój mój i twój. Ustalmy więc kilka zasad, zgadzasz się?
Kochamy tego samego mężczyznę
Ja do szaleństwa, Ty bezwarunkowo. To Ty przyklejałaś plaster na jego krwawiące kolano. To Ty przytulałaś go, gdy wracał do domu ze złamanym sercem. Dałaś mu życie. I za to będę Ci dozgonnie wdzięczna.
Ale już trochę się znamy, prawda? Widziałyśmy siebie w różnych sytuacjach i choć Ty nieraz groziłaś palcem mówiąc R. „Zastanów się jeszcze, synku. Czy to na pewno jest dziewczyna dla ciebie?”, on wciąż stoi przy moim boku. Ba! Zasypia przy mnie i budzi się przy mnie. Mamy kilka wspólnych spraw i całą masę planów. Uszanuj to, proszę.
Twój mały chłopczyk jest już całkiem dużym facetem
I sznurówki potrafi zawiązać, i na poczcie list wysłać, nawet z umyciem garnka całkiem nieźle sobie radzi. Jestem ironiczna? Odrobinę.
Nie chcę cię pouczać. Nie chcę wtrącać się w Twoje relacje z moim (naszym) R. Nie będę, obiecuję! Obiecaj jednak i ty, że przestrzegać będziesz tych kilku prostych zasad. Dla mnie? Dla siebie? Dla R? Dla nas wszystkich.
Bo ja wiem lepiej!
Nie bądź tak uparta. Nie narzucaj nam swojego zdania. Akceptuj to, że my chcemy inaczej, po swojemu, nie „po twojemu”. Pamiętasz, jak planowaliśmy ślub i wesele? Wciąż powtarzałaś: „Jak to ślub na plaży? Zwariowaliście? Tylko w Kościele! Nie, nie w Kościele? Co to za ślub!” Obraziłaś się. Powiedziałaś o kilka słów za dużo, po których powinnam wymazać Cię z mojego życia. Nie zrobiłam tego. Dla R.
Nie komentuj, nie wtrącaj się „Niebieskie serwetki? Tylko białe! To wesele, nie rozumiesz?! Dlaczego robisz to mojemu synkowi? Czy ty go w ogóle kochasz?”
„Ale czemu ten stół tak tutaj stoi, na środku? Nie lepiej przy ścianie? Przyjdzie R. to przestawi”
„Co to za kluski masz w garnku? To dla R? On nie lubi przecież. Gotuj zdrowo!”
Za każdym razem zagryzałam wargi, a w myślach liczyłam do dziesięciu. Powstrzymywałam się, żeby tylko nie powiedzieć ci słów, które mogłyby cię zranić. Milczałam. Dla R.
Nie obrażaj się
Tego dnia miałam urodziny. R. szykował niespodziankę. Wiesz, romantyczny wyjazd tylko we dwoje. Jakaś kolacja, świece i tylko my. Dobrze o tym wiedziałaś, prawda? Pech chciał (mój pech), że akurat tego dnia chciałaś odwiedzić dawno niewidzianą siostrę. „2 godziny jazdy, co to za problem dla ciebie, syneczku? Masz plany? No, ale R. twoja ciocia jest przecież chora. Jak mógłbyś mnie do niej nie zawieźć?” – mówiłaś.
Zdziwiłaś się, gdy powiedział NIE? Ja bardzo. Mieliśmy ten wieczór dla siebie, wiesz? Było cudownie. A Ty? Zacięłaś się, tak jak ty tylko potrafisz. Nie odbierałaś telefonu, nie otwierałaś drzwi. 2 tygodnie – tyle wytrzymałaś.
A ja widziałam mojego (naszego) R. przygnębionego, obwiniającego się, starającego się. Czy o to właśnie chodziło? Chciałam powiedzieć ci wtedy tak wiele. I znów się powstrzymałam. Dla R.
Nie udawaj, że jesteś chora
Ja wiem. Chciałabyś, żeby R. był zawsze obok. Mam propozycje. Tak, z tych „nie do odrzucenia”. Następnym razem po prostu zadzwoń. Powiedz. Poproś. Nie udawaj więcej choroby. Nie sprawdzaj w ten sposób, czy jesteś dla niego najważniejsza. Bo ja wiem, że ta gorączka, na którą skarżyłaś się tydzień i dwa tygodnie temu i nawet trzy tygodnie temu, to raczej z tych „udawanych”.
I znów zaciskałam zęby i przynosiłam ci leki z apteki. Dla R.
Niespodziewane wizyty
Zawsze jesteś i zawsze będziesz mile widzianym gościem w naszym domu. Ale chcę żebyś wiedziała jedno: NASZ dom jest również MOIM domem.
Kiedy słyszę dzwonek do drzwi, a właśnie jestem pod prysznicem, wiem już, że to ty. Wpadłaś, bo „nudzi mi się”, bo „ugotowałam ulubioną zupę R, a ty przecież takiej nie potrafisz”, bo „byłam w okolicy i czemu miałam nie zajrzeć?”
„Zaglądasz” kilka razy w tygodniu. Dokładnie analizujesz każdy kąt w domu. „Kurz? Chyba sobie nie radzisz” – słyszę.
Zadzwoń wcześniej, proszę. Będę miała czas, aby zacząć „sobie radzić”.
Szanuj mnie
Dam ci tylko jeden powód. Jedyny słuszny. Będę żoną twojego syna. Odwdzięczę się, obiecuję.
I wiesz, nasz ślub odbędzie się na plaży, a na weselnych stołach będą niebieskie serwetki. A ten stół w naszym domu wciąż będzie stał na środku.
Acha, zapomniałabym! Daty ślubu nie zmienimy, będzie w lipcu. Wiem, że nie ma "r", że to pech i nieszczęście. Ja jednak zaryzykuje. Jesteś w stanie to zaakceptować?