Agata miała w dzieciństwie wspaniałe babcie i bardzo chciała, by jej dziecko miało podobnie. Zawsze miała dobry kontakt ze swoją mamą, lubiła się też z teściową, sądziła więc, że to będzie zupełnie oczywiste. A jednak kiedy urodziła córeczkę, relację z obiema babciami jej dziecka okazały się bardzo trudne.
Dobre rady nie zawsze w cenie
Jej mama była taka szczęśliwa, gdy została babcią. Mogła tulić swoją małą wnuczkę godzinami i powtarzać, że jest najpiękniejszym dzieckiem na świecie – jak to świeżo upieczona babcia. Chciała też jak najlepiej pomóc Agacie. W końcu kto jak kto, ale doskonale wiedziała co to znaczy być po porodzie. Zaoferowała więc, że przenocuje u Agaty i jej męża Krzyśka, by pomóc przy malutkiej. Tyle tylko że… Krzysie był bardzo niechętny temu rozwiązaniu. – Nie wiesz, co tu się działo jak byłaś w szpitalu. Wszędzie zaglądała, wszystko chciała sprzątać, prasowała mi majtki! To krępujące, damy sobie radę sami – przekonywał. I miał rację, poradzili sobie, mama jednak była urażona.
W kolejnych tygodniach niestety nie było łatwiej. Mama zarzucała Agatę radami, chciałoby się powiedzieć dobrymi, ale… Według mamy dobre były na pewno. Agata żartowała sobie czasem, że mamy z jej pokolenia chyba kończą jakiś tajny kurs, kiedy zostają babciami. Bo słyszała od swojej dokładnie to, przed czym przestrzegały ją koleżanki: opatulanie dziecka ciepłymi kocami nawet w ciepłą pogodę, zakładanie czapeczki nawet w domu, nieustanne podawanie herbatki. Nie chciała urazić mamy, doceniała też jej dobre chęci, ale była tym bardzo zmęczona.
- Ja ci podawałam herbatkę i było wszystko dobrze. Ja zawsze otulałam dzieci i jakoś nie chorowały. Ja przygotowywałam taką kaszkę i wam smakowała. Ja się obeszłam bez chusty i dobrze was wychowałam. – Agata nieustannie słyszała od mamy takie właśnie zdania. Jakby fakt, że ona coś zrobiła lub czegoś nie robiła był argumentem kończącym wszelką dyskusję na dany temat. Mało tego, każdy sprzeciw ze strony Agaty jej mama traktowała jako krytykę swojego macierzyństwa. – Czy ty uważasz, że ja chciałam dla was źle? – wciąż pytała poirytowana. A przecież Agata nigdy nie zamierzała krytykować swojej mamy.
Czas przekazać rodzinne skarby młodemu pokoleniu
Całe szczęście, że jej teściowa nie wtrącała się tak bardzo do spraw związanych z dzieckiem. A właściwie to miała te same uwagi co mama Agaty, z tą różnicą, że gdy raz podziękowali jej za rady i nie skorzystali, odpuściła. W ich relacjach pojawił się za to inny problem. A zaczęło się od obrazu.
Pewnego dnia rodzice Krzyśka wpadli do nich z wizytą bez zapowiedzi. Pośpiesznie się przywitali, po czym bez słowa wyjaśnienia, pewnym krokiem weszli do pokoju. Dopiero po chwili Agata i Krzysiek zauważyli, że rodzice niosą coś bardzo dużego. Okazało się, że to był obraz, który od razu chcieli wieszać na ich ścianie. – To było paskudne. Jakiś krajobrazik, kiepsko namalowany, nawet ramka była brzydka. A oni chcieli to wieszać na naszej ścianie! – oburza się Agata. Okazało się, że rodzice Krzyśka kupili obraz od znajomego, który go namalował, to miał być prezent dla dzieci. – Byli urażeni, ale nie mogłam pozwolić, by to paskudztwo wisiało w moim salonie!
Niestety, to nie był koniec prezentów od rodziców Krzyśka. Wprawdzie już wcześniej jego mama wspominała o tym, że ma dla nich sporo porcelany, obrusów i innych potrzebnych do domu rzeczy, ale Agata i Krzysiek nie brali tego na poważnie. Teściowa była rozmiłowana w starociach, gustowała w delikatnych, pozłacanych, bogato zdobionych filiżankach, kryształach, haftowanych obrusach. Tego typu przedmioty po protu nie mogły pasować do minimalistycznego wystroju ich mieszkania. Przynajmniej tak się Agacie wydawało.
Najwidoczniej wraz z narodzinami wnuczki mama Krzyśka uznała, że to dobry moment, by przekazać dzieciom to, co kolekcjonowała dla nich przez lata. I niestety, przykra sytuacja z obrazem nie nauczyła niczego mamy Krzyśka. Któregoś dnia jak gdyby nigdy nic przyjechała z wielkimi pudłami wypełnionymi porcelanową zastawą. – Ale my mamy naczynia… - zaczęła tłumaczyć oszołomiona Agata. – Daj spokój z takimi naczyniami! Szare, bure, bez ozdób. Złocona porcelana. To są naczynia! – powiedziała teściowa. Agata i Krzysiek podziękowali, ale prezentu nie przyjęli. Mama była głęboko urażona. – Myśli, że to jakiś rodzinny majątek, cenne pamiątki przekazywane z pokolenia na pokolenia. A to jest kupa staroci z pchlich targów, nie chcę tego w moim mieszkaniu! – irytuje się Agata.
- I moja mama i teściowa są wspaniałymi kobietami. – opowiada Agata – Ale każde spotkanie z nimi w ostatnich miesiącach kończy się kłótnią. Moja mama wciąż daje mi jakieś rady sprzed dekad dotyczące dziecka i chce nam gotować obiadki, za którymi nie przepadamy. A teściowa po incydencie z porcelaną jest obrażona. Może przynajmniej da sobie spokój z haftowanymi obrusami, które już podobno dla nas naszykowała – gorzko uśmiecha się. Ale widać, że wcale jej nie jest do śmiechu.
W poszukiwaniu porozumienia
- Marzę o tym, by rodzice wpadli do nas na obiad, nie raczyli nas niechcianymi radami i prezentami. By zabrali wnuczkę na spacer, pobawili się z nią. Chętnie przymknę nawet oko na słodkości serwowane przez babcię w tajemnicy przede mną – uśmiecha się. Tak właśnie widzi rolę babci, takie babcie pamięta ze swojego dzieciństwa. I bardzo chciałaby, by jej córka miała w przyszłości podobne wspomnienia.
Agata i Krzysiek postanowili raz na zawsze rozwiązać problem nieporozumień z rodzicami. Najpierw spotkali się z rodzicami Agaty. Na początku podziękowali za całe zaangażowanie w życie ich i ich córki. Agata ze łzami w oczach powiedziała swojej mamie, że jest wspaniałą matką i babcią. I poprosiła, by zaczęła szanować jej wolę i jej zasady. I była najukochańszą babcią na świecie.
Podobnie wyglądało spotkanie z rodzicami jej męża. Krzysiek podziękował im za dobre chęci i wyjaśnił, że nie chcą „skarbów” chomikowanych dla nich przez mamę teraz, nie będą ich chcieli za rok, ani za dziesięć lat. Wyjaśnił, że po latach spędzonych w wynajętej kawalerce, teraz, kiedy wreszcie mają własne mieszkanie, chcą je urządzać po swojemu. I poprosił też, żeby na przyszłość uprzedzali ich o swoich wizytach.
- Obie mamy nie wyglądały na zachwycone takim postawieniem sprawy – opowiada Agata - Ale sprawiają wrażenie, jakby miały zaakceptować nasze zasady. Czy jesteśmy zbyt stanowczy? Czy u wszystkich dorosłych ludzi tak to wygląda, że mamusie dyktują, jak ma wyglądać ich życie? My z Krzyśkiem naprawdę chcemy, by nasi rodzice uczestniczyli w życiu naszym i naszego dziecka. Ale nie pozwolimy na dyktowanie nam jak mamy wychowywać nasze dziecko, jak mieszkać, jak żyć. Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć porozumienie. Zależy mi na tym.